Na skróty

23 kwietnia 2013

Ostatnie szlify - test stroju startowego

Jest moc, oby było i zdrowie!
   Dwa tygodnie temu, podczas wtorkowego treningu, pokonałem blisko 23 kilometry. Każdy z nich zajął mi średnio 4 minuty i 54 sekund. Siedem dni temu przeleciałem niewiele ponad 15 tysiączków z prędkością 12,02 km/h. Dzisiaj natomiast jeszcze bardziej skróciłem dystans. Otóż przebiegłem zaledwie 11,095km. Jednakże uzyskane średnie tempo na poziomie 4:02/km wyraźnie pokazuje, że to już zupełnie inne bieganie niż w ubiegłych tygodniach. Ale wróćmy do początku.
   Teraz kiedy moją jedyną intencją jest dbanie o to, żeby 28. kwietnia stanąć na starcie w pełni zdrowym zdecydowałem, że odpuszczę sobie nawet 15-20 kilometrowe treningi. W najbliższych dniach będę biegał niewiele, ale dorzucę kilka szybszych akcentów. Oczywiście nie mówię tutaj o interwałach, a raczej o przebieżkach. Chcę nieco pobudzić mięśnie, a nie je zamęczyć.
Strój startowy już przetestowany!
   Dzisiaj miałem też dodatkowo specjalne zadanie podczas treningu. Otóż wczoraj spotkała mnie miła niespodzianka. Otóż, żebym nie miał żadnych dylematów w czym pobiec , Pati uznała, że mój strój bierze na siebie. I tym oto sposobem dnia wczorajszego dostałem zupełnie nowy zestaw startowy składający się z koszulki i spodenek. Jako, że nie lubię eksperymentować podczas ważnych startów - nowy sprzęt musiałem sprawdzić podczas treningu. I tym oto sposobem latałem dzisiaj po gdańskim Chełmie w koszulce na ramiączkach i spodenkach, których praktycznie nie było widać, wywołując zaciekawienie wśród mijanych ludzi.
   Sam trening rozpocząłem około godziny 8, a więc w momencie kiedy temperatura oscylowała już wokół 10 kresek powyżej zera. W niedzielę może być naprawdę ciepło, dlatego staram się, aby te ostatnie treningi biegać o zbliżonej godzinie do tej niedzielnego startu. Mógłbym rozpoczynać trening jeszcze później, ale za bardzo lubię wstawać wcześnie rano. I tak już muszę się powstrzymywać, żeby nie wybiec wcześniej.
Bo dobra dieta to nie głodówka :)
   Po raz kolejny miałem jakieś problemy z satelitami w moim Gremlinie. Chyba po zawodach trzeba będzie go zareklamować. Po zaledwie 3 minutach i 33 sekundach biegu usłyszałem komunikat informujący mnie o pokonaniu pierwszego kilometra. Jednak wiedziałem, że co jak co, ale takiej prędkości to na pewno nie rozwinąłem. Kolejne tysiąc metrów poleciałem w 4:18, a następnie przyspieszyłem kolejno do 4:12, 4:04, 4:00. 
   Na kilometrach 6 i 7 musiałem zmierzyć się z 500-metrowym podbiegiem i dlatego czasy 4:12, 4:13 w ogóle mnie nie zdziwiły. Wcale nie oznaczały, że zwolniłem. Tym bardziej, że już kolejny tysiączek poleciałem w 241 sekund. I to by było na tyle... jeżeli chodzi o tempo wolniejsze niż 4 minuty na kilometr. Ostatnie bowiem kilometry zajęły mi odpowiednio 3:55, 3:53, 3:55. I tym oto mocniejszym akcentem zakończyłem tą część treningu.
   Mój licznik kilometrów wskazywał 11,095. Czas - 44 minuty i 42 sekundy. Śmiesznie było wyjść na tak krótki trening po tylu biegach, które często zajmowały mi zdrowo ponad godzinę. Na zakończenie zrobiłem jeszcze 5 przebieżek na dystansie 100 metrów. Pierwsze 4 poleciałem w 17 sekund, a na ostatniej przyspieszyłem o 1 sekundę.




1 komentarz: