Na skróty

29 kwietnia 2013

Wigilia 12. Cracovia Maratonu

Fot. Bożena Seremet
   W ten weekend w Krakowie działo się tak wiele, że aby o wszystkim chociaż wspomnieć postanowiłem osobno opisać to co działo się w sobotę i osobno niedzielny bieg.
   Otóż w sobotni poranek zdecydowaliśmy się z siostrą wybrać na zajęcia z cyklu Biegam Bo Lubię. Dzień wcześniej upewniliśmy się na forum czy nikt nie będzie miał nic przeciwko temu abyśmy poubijali tartan wspólnie z krakowskimi BBL-owcami. I po zapewnieniu, że możemy śmiało przybywać, o godzinie 9 wyruszyliśmy sprzed hotelu w stronę Wawelu. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o krakowskie błonia - Mała chciała koniecznie zobaczyć gdzie będzie mogła odebrać swój pakiet.
Tagliatelle z kurczakiem (fot. Wieniek)
   Na krakowskim BBL tłumy. Naprawdę! Po tym jak na ostatnim BBL w stolicy, wraz ze mną i p. trener, były 4 osoby, byłem przygotowany na wszystko. W tym na zupełne pustki. Tym bardziej, że z okazji Cracovia Maraton w sobotę organizowanych było mnóstwo biegów na krótszych dystansach, w których udział brały tysiące biegaczy. A tymczasem na Placu na Groblach zjawiło się, na oko, ponad 50 osób! Powiem szczerze - byłem w szoku. A ten się tylko pogłębił kiedy trener, Krzysztof Janik, wywołał z tej grupy wszystkich biorących udział w maratonie, a grupa zaserwowała nam gromkie oklaski. Później jeszcze wywołał Małą i mnie jako gości z Gdańska - naprawdę miły gest!
Krakowskie Błonia
   Podczas zajęć najpierw było 20 minut spokojnego truchtu, a następnie test na 1000 metrów. Jednak z testu zrezygnowali maratończycy - w tym również i my. Jednak to nie był jeszcze moment pożegnania z BBL-owiczami z Grodu Kraka. Otóż trener zaproponował, abyśmy wieczorem wybrali się na kameralne Pasta Party do jednej z krakowskich trattorii. 
   Początkowo miał to być lokal w okolicach Błoń, jednak ostatecznie spotkanie miało miejsce w Trattorii Pistola, na Kazimierzu. 
Pati została dawcą szpiku :)
   Zanim jednak udaliśmy się na Pasta Party stawiliśmy się na Błoniach. Najpierw odebraliśmy oczywiście pakiet startowy Małej, a potem pooglądaliśmy trochę biegową rywalizację na różnych dystansach. Byliśmy też na maratońskim Pasta Party - jednak mówiąc obiektywnie - te nie rzuciło na kolana. Podobnie jak pierwszego dnia, tak i w sobotę nie zabrakło spaceru po Krakowie. Odwiedziliśmy m. in. Sukiennice, Manufakturę Czekolady, powylegiwaliśmy się nieco na bulwarze, pod Wawelem. Było spokojnie i przyjemnie, czyli tak jak być powinno w przededniu najważniejszego startu w sezonie.
   A teraz wróćmy jeszcze do zaplanowanego na wieczór Pasta Party. Było naprawdę rewelacyjnie. Na Kazimierzu zebraliśmy się około 19:30. W trakcie dołączył do nas jeszcze nasz znajomy z Gdańska - Andrzej, który szykował się na swój maratoński debiut.
   Podczas spotkania mieliśmy okazję podładować nieco akumulatory makaronem i pizzą, a także wysłuchać kilku rad od trenera. Rozwiał on nasze wątpliwości odnośnie taktyki, ubioru czy odżywiania. Nie brakowało też luźnych rozmów. Chociaż przyznaję - tematyka była głównie biegowa.
   Po spotkaniu udaliśmy się na krakowską starówkę i stamtąd pojechaliśmy tramwajem do hotelu. Jeszcze przed 23 byliśmy już w łóżkach! Mówi się, że ostatnia noc nie jest już tak istotna jeżeli chodzi o wynik, ale po co kusić los :)

PS: Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, że publikuję jego zdjęcia przy tym wpisie :) Za wszystkie fotki bardzo dziękuję!


Na razie zdjęcie na tle trasy, kolejne będą już na samej trasie!

1 komentarz:

  1. Te zawody to chyba najlepsza motywacja do treningów! Dla takich wyjazdów warto trenować :-)

    OdpowiedzUsuń