Na skróty

9 kwietnia 2013

Świetny poranek i fantastyczny dzień

   No i w końcu się doczekałem - wtorek. To właśnie na dzisiaj miałem zaplanowany seans kinowy z Moją Pe. A jak wiadomo popcorn najlepiej smakuje kiedy? Oczywiście po bieganiu. Wiedząc to wszystko wygramoliłem się z łóżka około godziny 5:30 i tutaj niespodzianka - nie byłem pierwszą osobą w kuchni. Tym razem ubiegł mnie Sołtys.
   Mając w planach objadanie się prażoną kukurydzą zmniejszyłem nieco ilość płatków owsianych i dodatków, jednak na niezmiennym poziomie zostawiłem gramaturę mleka. I to był chyba błąd, ale o tym później. W każdym bądź razie owsianka miała nieco rzadszą konsystencję, co nie wpłynęło generalnie na jej walory smakowe.
   Od rana tryskając dobrym humorem podjąłem decyzję, że na trening nie zakładam leginsów! W weekend spodenki jeszcze pozostawiłem w torbie, ale dzisiaj już nie zamierzałem im odpuszczać! A co tam. Dobrze tak po zimie przewietrzyć tyłek. Nawet kosztem tego, że nieco zmarznę. Ponadto na longsleee'a, zamiast bluzy i kurtki, wciągnąłem koszulkę. Skoro już dostałem w prezencie od Narzeczonej świetny t-shirt to muszę go nieco poużywać :)
   Tak odziany ruszyłem, około godziny 8, z zamiarem pokonania trasy: Chełm - Auchan - Chełm. Jedząc owsiankę zastanawiałem się czy czasem nie pobiec nową trasą, którą sobie upatrzyłem, do Pati, aby zrobić jej niespodziankę. Niestety nowy z wypróbowaniem nowego szlaku będę musiał się wstrzymać co najmniej do startu w Krakowie, bowiem nie zamierzam już latać przed maratonem więcej niż 40 kilometrów. A tak się właśnie składa, że ścieżka jaka mi się zamarzyła ma właśnie około 45-50 tysiączków.
   A wracając do dzisiejszego treningu, który zaczął się bardzo przyjemnie. Nade mną słońce, żadnej chmurki, kolano się nie odzywa, nogi niosą. Dosłownie cudo! Czas 4:52 na pierwszy odcinku zwiastował, że szykuje mi się dość żwawy bieg jeżeli nie wstrzymam swoich kończyn. I to nie tylko tych dolnych, bo muszę się pochwalić, że i te górne w końcu zaczynają pracować tak jak należy. Coraz rzadziej łapię się na tym, że lewa ręka gubi rytm, a przecież o to właśnie mi chodzi!
   Niesiony taką pozytywną energią doleciałem do skrzyżowania ulicy Warszawskiej z ulicą Jabłoniową i tutaj dokonałem drobnej modyfikacji trasy. Pognałem w kierunku ulicy Lubowidzkiej. Nie pamiętam kiedy ostatnio biegłem tamtędy w stronę Jasienia. A przecież jak zaczynałem swoją przygodę z tym sportem była to moja podstawowa trasa. Niejedne buty na niej ścierałem.
   Niestety zanim jeszcze dobiegłem do Jasienia i dalej do Auchan zaczął niepokoić mnie żołądek. Objawy dokładnie takie same jak podczas kilku treningów w Niemczech. Wtedy uratowała mnie stacja benzynowa. Nie inaczej było i dzisiaj. Jakże ja się ucieszyłem kiedy zobaczyłem CPN przy ulicy Kartuskiej. Tym bardziej, że całkowicie o nim zapomniałem. Po wizycie w toalecie ruszyłem dalej przed siebie.
   Kiedy dobiegłem do Auchan poziom endorfin w moich żyłach jeszcze się podniósł. W końcu teraz miałem już niemalże cały czas z górki :) I co ciekawe - spadło mi tempo. Nawet pomijając odcinek od Auchan do Jasienia, gdzie walczyłem ze śniegiem i lodem, to i tak biegnąc na Chełm byłem znacznie wolniejszy. Kilkukrotnie zbliżyłem się nawet go granicy 5:10/km. Może to te nastawienie, że teraz już będzie tylko lekko i przyjemnie, może to problemy z żołądkiem, który mimo, że znacznie mniej to jednak wciąż dokuczał. Nie wiem. Nie wiem i wiedzieć nie chcę. Bo i po co. Dzisiaj miał być mój dzień! Nic nie mogło mi tego zepsuć! W końcówce, żeby trochę "odmulić" nogi postanowiłem przebiec nieco mocniej jeden kilometr. 
   I tak 22. tysiączek poleciałem w 3:38, a 714 metrów dalej wcisnąłem STOP na Gremlinie. Trening zajął mi 2 godziny bez 8 minut i 34 sekund, co pozwoliło uzyskać średnie tempo 4:54/km. Jako ciekawostkę dodam, że średnie tętno wyniosło 125 bpm, co pozwala z całą pewnością stwierdzić, że nie tylko się nie zmęczyłem, ale wręcz się obijałem podczas biegu :)
   A po treningu wspaniały dzień z Moją Pati. Kino, popcorn, lody, deser lodowy było wszystko. Jednak najważniejsze, że było też mnóstwo uśmiechu i radości podczas tych wspólnych chwil i wspólnego świętowania. Dzięki Skarbie za wszystko :)

PS: Właśnie dostałem "cynk", że w Lidzbarku Warmińskim szykuje się... BIEG ULICZNY i to nie byle jaki, bo klasyczna dyszka. Jeżeli ktoś nie ma planów na 16. czerwca to zapraszam na Warmię. 

1 komentarz:

  1. Twój deser wygląda ładniej od mojego ;( Ale za to mój był smaczniejszy :P
    Dziękuję za piękny dzień i już nie mogę się doczekać piątku (mimo, że idziesz do pracy ;) ) :*

    OdpowiedzUsuń