Na skróty

18 października 2013

Na zakończenie spokojnie, acz rytmicznie

   Mój biegowy cykl zakończyłem po 10 dniach. Od zeszłotygodniowego wtorku latałem każdego dnia. W sumie przez te 10 dni przeleciałem ponad 216 kilometrów. Czy czułem zmęczenie? Nie bardzo. Skąd więc pomysł, aby zrobić sobie wolne? Otóż powodów było kilka. Po pierwsze bieganie ma być tylko dodatkiem do planu dnia, a nie jego obowiązkową częścią. Po drugie chciałem spędzić nieco więcej czasu z Narzeczoną. Po trzecie jeden dzień przerwy powinien zapewnić mi nieco świeżości przed sobotnim biegiem, pozwolić zregenerować się mięśniom. No i po czwarte - chciałem dać sobie szansę, aby stęsknić się za przemierzaniem biegowych ścieżek.

   A jak wyglądał mój ostatni trening? Nie było żadnych rewelacji, cudownych planów, tajnych strategii. Ot tak po prostu poleciałem do Gdyni. Zaliczyłem swoją standardową trasę. Ostatnio pisałem, że mam ochotę na kilka przebieżek po treningu. Ostatecznie jednak zmieniłem zdanie.
Ciągle przypominam o naszym wyzwaniu!
   Zamiast czekać do końca treningu, zrobiłem rytmy już w jego trakcie. Najpierw dobiegłem do końca Sopotu, gdzie zawróciłem. Mając w nogach już przeszło 7 kilometrów stwierdziłem, że moje nogi są już odpowiednio rozgrzane. Można było zaczynać rytmy.
   Pierwsza setka zajęła 16 sekund, kolejne trzy odpowiednio: 17, 18, 18. Całość zaś zakończyłem tak jak rozpocząłem - 16-sekundową setką.
   Niestety podczas rytmów wciąż jeszcze czułem napięcie w prawej nodze. Trochę utrudniało to bieg, ale dramatu nie było. W sobotę powinienem stanąć na starcie z pozytywnym nastawieniem.
   Dalsza część biegu to spokojny trucht w kierunku gdańskiego Przymorza. W sumie czwartek zamknąłem dystansem 14 kilometrów i 508 metrów. Czas 1:11:16 i średnie tempo 4:55/km uważam za... normalne, a więc wszystko tak jak być powinno. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz