W ostatnim miesiącu, jakoś tak samoistnie, z pięciu dni treningowych zrobiło mi się sześć takich dni. Zmiana okazała się na tyle "bezbolesna", że poważnie zastanawiałem się nad zrezygnowaniem również z tego jednego dnia wolnego, jaki jeszcze pozostał.
W poniedziałek wstając z łóżka naprawdę miałem zamiar wyjść na trening. Jednak początek dnia się tak ułożył, że ostatecznie z tego zrezygnowałem. Trochę ćwiczeń siłowych w ogródku (w tym miejscu chciałbym pozdrowić wszystkich tych, którzy swoje ogrody mają już przekopane:) ), a następnie wygibasy przed ekranem komputera i zamiast biegania wyszedł mi całkiem niezły trening ogólnorozwojowy.
Za to we wtorek aż się paliłem do biegu. To miało być moje ostatnie szuranie po Warmii. Stąd też pomysł, aby nieco urozmaicić, wydłużyć trasę.
Chwilę przed 9 wrzuciłem telefon do pasa biegowego i wyruszyłem w kierunku Wielochowa. A jak już jestem przy temacie pasa - otóż kilka osób w ostatnim czasie pytało się mnie jak mi się sprawuje moja nerka od Salomona - XR Energy Belt. A więc muszę przyznać, że jest naprawdę świetna. To czego ja oczekuję od tego typu gadżetów to to, abym w ogóle nie czuł, że mam coś na sobie. Nie lubię biegać z pasami, nerkami, paskami itd. Używam ich tylko w ostateczności - tak jak teraz kiedy nie mam Gremlina. Pas, który zakładam jest wygodny, lekki i co ważne - nie lata podczas biegu. Dlatego z czystym sumieniem mogę go polecić każdemu.
Wróćmy jednak do treningu. Do Wielochowa w ostatnim czasie latałem regularnie. Również regularnie obiegałem Jezioro Wielochowskie. Tym razem jednak po okrążeniu owego jeziora nie skierowałem się od razu do Lidzbarka, a poleciałem do Red.
Po drodze, próbował zatrzymać mnie "zbłąkany" kierowca auta dostawczego, który chciał abym zastąpił mu nawigację. Może gdybym miał na ręce Gremlina to wcisnął bym STOP i mu pomógł, jednak wygrzebywanie telefonu, zatrzymywanie treningu, wybijanie się z rytmu.... Uznałem po prostu, że lecę dalej.
A muszę dodać, że leciało mi się naprawdę świetnie. Nie pamiętam kiedy miałem aż tak rewelacyjny trening. Pokonywałem kolejne kilometry i chciałem więcej i więcej i więcej!
Zaraz po wbiegnięciu do Lidzbarka zapuściłem się w pierwsze napotkane osiedle, aby nieco wydłużyć trasę. To jednak nie wystarczyło. Kiedy byłem już na wysokości domu, zdecydowałem że mogę trochę uklepać chodniki również na osiedlu rodziców.
Było świetnie! Zrobiłem w sumie 15 kilometrów oraz 750 metrów, na co poświęciłem 75 minut i 40 sekund. Średnie tempo wyniosło 4:48/km i to był... jedyny minus tego treningu. Póki nie dojdę do siebie w pełni, lepiej abym nieco zwolnił. W końcu zbliża się zima - czas budowania bazy, początek przygotowań pod nowy sezon. Warto zacząć ten okres będąc w 100% zdrowym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz