Jakiś czas temu dostałem do przetestowania ze Sklepu Biegowego (SklepBiegowy.com) strój startowy. Był to singlet oraz spodenki od firmy Adidas z linii Adizero. W związku z tym, że miałem przed sobą najważniejszy start sezonu - 40. Berlin BMW Mraton, postanowiłem iż to właśnie ten komplet zabiorę ze sobą do stolicy Niemiec.
Wychodzę z założenia, że przed zawodami wszystko trzeba przetestować. Szczególnie kiedy owymi zawodami ma być bieg maratoński. Lepiej, żeby nic nas nie zaskoczyło podczas kilkugodzinnego biegu. Dużo mówi się o butach czy żelach, jednak mam wrażenie, że nieco mniej uwagi poświęca się reszcie garderoby. A przecież koszulka i spodenki również mają wpływ na bieg. Źle dobrane mogą nam go całkowicie zepsuć. Tym bardziej, iż o zmianę odzienia raczej ciężko na trasie :)
Kiedy wziąłem do ręki swój strój, moją uwagę przykuła natychmiast jego waga. Chyba żadna z koszulek nie ważyła tak mało jak ten zestaw. Byłem tak ciekawy tego, ile dokładnie gram zużyto na produkcję, iż od razu zabrałem go do kuchni. Szybka operacja na wadze kuchennej i wszystko jasne. Rezultat - 155 gram (spodenki - 90g, koszulka - 65g). Aby bardziej zobrazować te liczby powiem, że 155 gram to dokładnie tyle, ile waży mój Garmin FR 305 z paskiem HR!
Pierwszy trening w nowym stroju wypadł naprawdę lepiej niż się spodziewałem. Po tym bieganiu nic szczególnego, związanego z ubraniem, nie zapadło mi w pamięć. A więc tak jak powinno być! Przecież o to chodzi, aby w trakcie biegu to, co mamy na sobie, nie odciągało naszej uwagi.
Po treningu przyszedł czas na debiut podczas zawodów. I tutaj po raz kolejny się nie zawiodłem. Lekko, luźno, przewiewnie - jakby ktoś się zapytał jak mi się biegło w kontekście ubrania, to właśnie tymi trzema słowami bym mu odpowiedział. Nic mnie nie obcierało, nic mi nie latało. Byłem zadowolony.
W końcu, pod koniec września, przyszedł czas na próbę generalną - 40. BMW Berlin Marathon. Już na EXPO przed biegiem dowiedziałem się, że jest to oficjalny strój na berlińskie zawody. Na targach zaprezentowany był dokładnie ten sam komplet, który miałem w torbie - z tą drobną różnicą, że ten "berliński" miał jeszcze dodatkowe nadruki reklamujące imprezę.
W niedzielę rano, jak łatwo się domyśleć, niespecjalnie wyróżniałem się z tłumu, mimo że miałem na sobie mocno jaskrawy singlet. Tego dnia był to naprawdę bardzo popularny zestaw. Jednak nie wygląd był najważniejszy. Dla mnie chodziło przede wszystkim o to, żeby po biegu w ogóle nie pamiętać o tym w co byłem ubrany. I pewnie by tak było, bo naprawdę biegło mi się bardzo komfortowo. Koszulka nie podwijała się, nie ciążyła nawet kiedy zalewałem ją wodą na każdym punkcie odżywczym. Przez cały maraton wylałem na siebie naprawdę pokaźną ilość wody, a mimo to mokry strój nie sprawiał kłopotów.
To na co również chciałbym zwrócić uwagę to fakt, iż owy komplet nie trzepotał na wietrze. Kilkukrotnie zdarzyło mi się założyć na bieg koszulkę, która podczas biegu strasznie latała i przeszkadzała na skutek wiejącego wiatru. Naprawdę nic to przyjemnego, kiedy koszulka co chwilę się przekrzywia albo zahacza o rękę.
Jednak dlaczego napisałem, że mimo wszystko będę pamiętał w jakim stroju biegłem w Berlinie? No bo jak mógłbym nie pamiętać w czym leciałem w biegu, w którym Wilson Kipsang ustanowił rekord świata w maratonie! Szczególnie, że zrobił to dokładnie w takim samym stroju, w jakim ja minąłem linię mety "nieco" później - również bijąc rekord... Aczkolwiek jedynie własny :)
Na koniec powiem jeszcze jedno - pamiętajcie, że jak bardzo cudowny nie byłby Wasz strój - przed biegiem, szczególnie długim, zaklejcie sutki! Ja w Berlinie byłem tak zachwycony swoim singletem, że nawet przez myśl mi nie przeszło, by profilaktycznie "schować" brodawki pod plastrami. Dość niska temperatura, wiatr i polewanie się wodą zrobiły swoje - jeszcze kilka dni po biegu czułem każdy ruch koszulki jaką akurat miałem na sobie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz