No i bezpowrotnie minął pierwszy etap przygotowań do najważniejszego jesiennego biegu - berlińskiego maratonu. Chcąc ściśle trzymać się planów musiałbym biegać do tej pory jedynie spokojne, wolne treningi w tzw. I zakresie. Tymczasem zaliczyłem parę mocniejszych akcentów. Czy to źle? Okaże się we wrześniu, jednak jestem dobrej myśli.
Niemniej wczoraj rozpocząłem drugą fazę przygotowań, w której to pojawiają się pierwsze, szybsze przebieranie kończynami. Póki co są to przebieżki lub jak kto woli - rytmy. Generalnie powtarzam schemat, który sprawdził się w Krakowie, z tą różnicą, że zastąpiłem 10 x 100 metrów, rytmami 5 x 200 metrów. Myślałem nawet o odcinkach 400-metrowych, jednak dzisiaj jeszcze się na nie nie zdecydowałem.
Wczoraj, po wolnym poniedziałku, miałem chyba swój najprzyjemniejszy trening. Zresztą już sam poranek (o ile można mówić o "poranku" mając na myśli 3:15-3:30) zapowiadał dobry dzień - pobudka przed budzikiem, owsianka wyśmienita i syta, kawa mocna i aromatyczna. No i ten trening! Biegło mi się kapitalnie. Trzymałem tempo, miałem niskie tętno, nie zawiodłem się na nowych gadżetach. Dosłownie - ekstra! I jeszcze w końcówce spotkałem siostrę, z którą poleciałem do piekarni i dalej do domu. Jeden dzień odpoczynku dobrze mi zrobił. Organizm potrzebuje nieco czasu na dopasowanie się do nowych warunków. Przez kilka miesięcy siedziałem na tyłku bezczynnie, a pobudka przed świtem, treningi o wschodzie słońca, cały dzień w pracy, wieczorna gimnastyka. Trochę się doba skróciła :)
Nieco gorzej wyglądał dzisiejszy dzień. Wczorajsza "siłownia" w pracy odcisnęła nieco swoje piętno. Wstawanie, choć bezproblemowe, wymagało pomocy budzika. Ogólnie czułem się nieco zmęczony. W pierwszej chwili chciałem odpuścić rytmy i zrobić tylko I zakres, aczkolwiek po kilku kilometrach zmieniłem zdanie. Postanowiłem, że skrócę 19-kilometrowy bieg o jakieś 4 tysiączki, zalecę do piekarni i następnie zrobię przebieżki już pod domem.
Pierwsza faza treningu, mimo że niespecjalnie ciężka to raczej bez fajerwerków. Ot po prostu zrobiłem to co miałem zrobić. Jedyna nowość to... skarpetki. O ile wczoraj testowałem te w wersji "za kostkę" o tyle dzisiaj wcisnąłem kopyta w te nieco krótsze. Dla mnie to coś nowego, bo na co dzień noszę tylko i wyłącznie dłuższe. Aczkolwiek mimo początkowych obaw okazało się, że można latach i w krótkich skarpetkach bez odczuwania żadnego dyskomfortu.
Nowością podczas dzisiejszego dnia i całego w zasadzie mojego biegania były przebieżki. Pierwszy raz odpuściłem setki na rzecz dwusetek. I wiecie co? To był dobry wybór. Podczas takiego biegu można już nieco odczuć mocniejsze bicie serca :)
Jeżeli zaś chodzi o dystanse, tempa, tętna i przebiegi to nie będę tym razem nikogo tutaj zanudzał swoją "prozą" - wstawiam po prostu dane ze swojego dzienniczka :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz