Pati na mojej rytmowej bieżni :) |
... na okres 48h godzin! Moja decyzja jest nieodwołalna. Powód? Robię tak co tydzień i świetnie się z tym czuję :) Z okazji posiadania dobrego humoru pozwoliłem sobie na taki luźniejszy wstęp. Wierzę, że nikogo nie zirytował on za bardzo. A wracając do biegania, to czwartkowy trening w końcu był mniej więcej taki jaki być powinien.
Tym razem wyruszając na trasę aura przywitała mnie rześkim powietrzem i temperaturą nie większą niż kilkanaście stopni. Do tego chłodna mgła i mamy obraz tego jak wyglądał poranek w Bad Bentheim. Muszę szczerze przyznać, że wychodząc z domu w spodenkach i koszulce w pierwszej chwili nawet lekko zmarzłem.
Dodatkowo wciągnąłem też na nogi kompresję. W ostatnich dniach czuję, że nogi są nieco obolałe. Sporo kilometrów, w pracy też nie ma szansy aby dać kończynom odpocząć, dodatkowo od czasu do czasu wieczorna aktywność w ramach treningu uzupełniającego - to wszystko musi się odbić na świeżości nóg. Jednak nie przejmuję się tym za nadto, bowiem ta ma przyjść dopiero za kilka tygodni.
A mi się tak gęba cieszyła od samego początku :) |
Wracając do treningu to po raz kolejny rozpocząłem go spokojnie. Kiedy mijałem dworzec Gremlin poinformował mnie, że pokonanie pierwszego kilometra zajęło mi 4 minuty i 44 sekundy. Trochę za wolno, ale mając w pamięci wcześniejsze treningi i rosnące tętno nie zamierzałem się od razu zrywać do przodu. Starałem się zachować zimną głowę i chyba mi się to nawet udało. Do 6. kilometra notowałem czasy od 4:40 do 4:35.
Później nieco przyspieszyłem, ale w dużej mierze spowodowane to było profilem trasy. Samoistnie nabierałem prędkości nie męcząc się przy tym zbytnio. Nie było więc potrzeby specjalnie się powstrzymywać.
W drodze powrotnej pojawiło się słońce, wzrosła również temperatura, ale dalej było przyjemnie. Najważniejsze, że nie zrobiło się gorąco. Tylko dalej nie wiem dlaczego w ogóle się nie pocę podczas biegu, a jak się zatrzymam, to od razu zaczyna ze mnie cieknąć.
W końcówce pozwoliłem sobie na mocny akcent i tak 19. kilometr poleciałem w 3:38. Trochę wypaczyło to średnie wskazania tętna i tempa, ale nie mogłem się powstrzymać. No i właśnie - podczas tego odcinka dokuczała mi prawa noga, okolice kolana, ale nie sam staw, a z tyłu, jakby mięsień lub ścięgno. Może ktoś z Was wie co to może być? Chodzi o to, że podczas biegu czułem duże napięcie, tak jakbym zaraz miał stracić w ogóle możliwość ruszania tą nogą. To jest dokładnie to samo co wystąpiło podczas obu moich maratonów! Oby udało się z tym rozprawić przed Berlinem. Może trzeba poświęcić więcej czasu na skuteczne rozciąganie?
Godzina 27 minut i 12 sekund - tyle potrzebowałem na pokonanie swojej blisko 19,5-kilometrowej trasy. Średnie tempo na poziomie 4:29/km to zdecydowanie zbyt szybko jak na mnie, ale na taki wynik spory wpływ miał ostatni kilometr, więc jest ok. A nawet pomimo tego akcentu tętno i tak udało się utrzymać poniżej 140 bpm - tym razem wyniosło 138 uderzeń na minutę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz