Niedziela przyniosła mi wiele materiału do analizy. Popełniłem sporo błędów - od braku wody podczas treningu, poprzez głupi upór i ryzykowanie utraty zdrowia, a na byle jakim jedzeniu skończywszy. Ale co tam! Nowy tydzień, nowy zapał. Nie ma co oglądać się za siebie - trzeba wyciągnąć wnioski i dalej lecieć przed siebie.
W ostatnich dniach mamy tutaj prawdziwie upalne lato. W dzień temperatura w cieniu przekracza 32-33 stopnie Celsjusza. O tym co dzieje się na słońcu lepiej nie wspominać. Czuję się trochę tak, jakbym wyjechał wczasy do ciepłych krajów - tylko ta codzienna praca jakoś tak nie bardzo pasuje do wakacji :)
Również rano, kiedy zwykle wybiegam na podbój biegowych szlaków, zrobiło się nieco mniej rześko. Dzisiaj po powrocie z treningu termometr wskazywał już około 20 stopni. Dramatu jeszcze nie ma, ale delikatnie zaczyna brakować powietrza.
Wybiegając dzisiaj na swoją trasę miałem w planach "rozprawienie się" z końcówką niedzielnej trasy. Tak się bowiem składa, że ostatnie 8 kilometrów dzisiejszego jak i przedwczorajszego treningu pokrywały się.
Zacząłem spokojnie - nawet bardzo. Kiedy na wyświetlaczu mojego Gremlina pokazały się cyfry 4:54 od razu włączyło mi się głupie myślenie - "niedzielne folgowanie żywieniowe = dodatkowe kilogramy = wolniejsze tempo". Ok - waga mi pokazała dodatkową masę, ale zakładam w przeciągu kilku-kilkunastu dni wszystko wróci do stanu sprzed weekendu, czyli do jakiś 77 kilogramów. Docelowo chciałbym po powrocie z zagranicy zbić wagę do 74-75 kilogramów, ale to zupełnie inny temat. Wróćmy więc do treningu.
Pijecie piwo po biegu? |
Wiadomo jak zareagowałem na takie myśli - kolejny kilometr poleciałem w 4:30, a następnie przyspieszyłem do 4:25. I takie tempo utrzymywałem aż do 10. kilometra włącznie.
Zauważyłem jednak, że mam trochę podwyższone tętno. Pogoda? Niedzielny trening? Nie wiem, ale w końcu nieco przetrzeźwiałem - zwolniłem. Aczkolwiek "nieco" jest tutaj tzw. słowem kluczem. Dalej bowiem notowałem czasy około 4:31-4:34.
W końcówce pozwoliłem sobie na nieznaczne podkręcenie tempa w celu "rozruszania" nóg. Ogólnie uzyskałem czas 1:27:10 na dystansie 19 kilometrów oraz 473 metrów. Średnie tempo wyniosło aż 4:29/km (piszę aż, bo to dość mocno jak na mój I zakres - za mocno), zaś średnie tętno 143 uderzenia na minutę.
Przed wyjściem z domu napisałem na portalu społecznościowym, że zamierzam jeszcze zrobić kilka przebieżek. No cóż słowo się rzekło więc ciężko było się wycofać. Cięższe, szybsze treningi coraz bliżej, trzeba więc zacząć się "odmulać". Dzisiaj do treningu dorzuciłem 5 x 100 metrów. Następnie rozciąganie i przygotowanie kawy dla Ukochanej. Dopiero po takim rytuale mogę sobie pogratulować dobrze wykonanej roboty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz