Dzisiaj od razu przejdę do sedna, a więc do treningu. Wtorek, a więc dzień, kiedy po poniedziałkowym odpoczynku czas wziąć się do pracy. Ostatni tydzień zacząłem od I zakresu oraz kilku setek. Na tyle spodobał mi się taki początek, że postanowiłem ponowić schemat. Trasa również bez zmian - najpierw do Trink Hali, później pętelka do Westenbergu i do domu.
Wyruszyłem jak to mam w zwyczaju - około 5:20-5:30. Komicznie musiały wyglądać moje pierwsze kroki. Czułem się tak jakbym dopiero co obudził się po bardzo długim śnie, a nogi miał zdrętwiałe. Dosłownie uczyłem się stawiać każdy kolejny krok. Niemniej czas 4:32 już taki komiczny nie jest. Jest niezły - nawet bardzo jak na początek.
Od jakiegoś czasu brakowało mi takiego treningu jak dzisiaj. Czułem się naprawdę komfortowo. Z każdym kolejnym kilometrem było coraz lepiej. Trochę doskwierał ból w pośladku, ale to żadna nowość. Od czasu do czasu się pojawia. Jednak walczę z nim za pomocą kolejnych ćwiczeń rozciągających po każdym treningu.
Raz na jakiś czas pozwalałem odlecieć nieco dalej myślom co odbijało się na tempie biegu. Przykładowo ósmy kilometr poleciałem w 4:18, by na kolejny tysiączek poświęcić blisko 30 sekund więcej (4:43).
Jednak najgorsze były odczyty tętna. Serce pracowało zbyt mocno biorąc pod uwagę nie tylko charakter treningu, ale również moje odczucia. Wychodzę z założenia, że nie warto sobie zawracać głowy tętnem, a czujnik zakładam jedynie w celu zbierania informacji. Jednak skoro już te informacje posiadam to może warto by się im przyjrzeć raz na jakiś czas?
W sumie pokonałem 19,41km w czasie 1:26:52, a całość zakończyłem 5 przebieżkami na dystansie 100 metrów. Te setki są naprawdę fantastyczne! A żeby dopełnić formalności dodam, że owe, zawyżone tętno wyniosło dzisiaj średnio 145 bpm. Czyżby mój organizm się buntował? A może to wpływ pogody? Istnieje też opcja, że zbliża się czas wymiany baterii w "gremlińskim" pasku :)
Lubie twój blog ,ale proszę Cię nie pokazuj więcej tego języka ,to wygląda strasznie
OdpowiedzUsuń