Na skróty

4 lipca 2013

Wizytacja Gminy Żukowo i grillowana skrobia

   Leźno,  Czaple, Rębiechowo, Banino, Miszewo, Małkowo, Żukowo, Pępowo - co łączy te 8 miejscowości? Na pewno to, że leżą w jednej gminie, gminie Żukowo. Jednak jest jeszcze jeden wspólny pierwiastek. Otóż w ramach środowego treningu odwiedziłem wszystkie wymienione grody. A więc można by rzecz, że odbyłem kolejną wycieczkę po Kaszubach.
   W pierwotnej wersji swojego treningu chciałem skierować się z Pępowa w stronę Banina. Uznałem jednak, że lepiej, bo dalej, będzie pobiec przez Rębiechowo. I kiedy wybiegałem z domu i doleciałem do pierwszego skrzyżowania po raz kolejny zmieniłem zdanie. Jeszcze bardziej wydłużyłem sobie trasę biegnąć przez Leźno do Czapli, a dopiero stamtąd do Rębiechowa.
   Moje nogi odczuwają większą ilość kilometrów i żeby chociaż trochę im ulżyć postanowiłem nie trzymać się kurczowo tempa, a po prostu biec z zamiarem pokonania danej trasy. W związku z tym nie byłem specjalnie zdziwiony, kiedy sprawdzając po treningu odczyty z Gremlina okazało się, że na pierwszych kilometrach uzyskiwałem czasy od 4:46 do 4:49/km.
   W okolicach Banina biegło mi się już naprawdę przyjemnie. Czułem, że to jest to! Brakuje mi nieco świeżości, zwinności, szybkości i doskonale sobie z tego zdaję sprawę. Jednak wiem, że na tym etapie przygotowań nie to jest najważniejsze. To czego obecnie nie ma, ma się pojawić we wrześniu.
   Z Miszewa do Żukowa leciałem dość ruchliwą drogą, jednak dzięki temu, że posiadała ona szerokie pobocze czułem się o wiele bardziej komfortowo i bezpiecznie niż na wcześniejszych odcinkach.
   Odwiedzenie tych ośmiu miejscowości zajęło mi 1:27:58, podczas których pokonałem 18 kilometrów i 838 metrów. Średnie tempo wyniosło 4:40/km, zaś średnie tętno 132 bpm.
fot. wielkiezarcie.com
   Trening zakończyłem w Pępowie pod sklepem, gdzie tradycyjnie już zaopatrzyłem się w niezbędny składnik mojego, potreningowego śniadania - grahamkę! Ale najlepsze zakupy w owym sklepie miały miejsce kilka godzin później. Otóż w ramach obiadu postanowiliśmy z Patrycją trochę pogrillować. Poza piersiami, kiełbaskami, pieczarkami czy cukinią zamarzyła mi się... kiszka ziemniaczana. Ot po prostu taki kaprys. 
   Długo się nie zastanawiając nad wartościami odżywczymi, kaloriami i wszystkim polecieliśmy do sklepu. Żałujcie, że nie widzieliście wyrazu twarzy pani ekspedientki kiedy zapytałem czy jest może kiszka ziemniaczana. To było niemalże przerażenie w oczach, nerwowy rzut okiem na mnie, na lodówkę, znowu na mnie, na półkę z tyłu, a po chwili z jej ust wydobyły się słowa, na myśl o których do tej pory uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Otóż owa pani, na moje pytanie czy jest kiszka ziemniaczana, odpowiedziała, że kiszki nie ma, ale jest... skrobia i czy może być... Niestety nie mogła. Nie wiem jak Wy, ale mi się jeszcze nie zdarzyło nigdy grillować skrobi - a może pora spróbować? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz