Na skróty

12 lipca 2013

Kolejny dzień, kolejny trening

Marzenie biegaczy :)
   Czwartkowy trening był już trzecim i zarazem ostatnim przed weekendem. Muszę przyznać, że lata mi się coraz przyjemniej. Powoli chyba przyzwyczajam się do zmian. A jak już jesteśmy w temacie zmian to dodam, że na chwilę obecną odstawiłem wagę kuchenną oraz wagę łazienkową. Nie wiem ile sam ważę i nie wiem ile waży moje jedzenie. W poniedziałek powinienem już wrócić do pełnej kontroli wszystkiego jednak póki co notuję chyba pierwsze takie 7 dni bez ważenia czegokolwiek. Jak się z tym czuję? Nie widzę większych zmian. Czasu więcej nie mam, różnicy w samopoczuciu też nie widzę. Ponadto, aby zaobserwować jak mocny trening połączony z pracą wpływa na mój organizm, postanowiłem, że co rano będę robił sobie zdjęcie i po powrocie do Polski opublikuję je wszystkie na blogu. Naturalnie o ile w ogóle zajdą jakieś zmiany :)

   Ale wróćmy do biegania. Po dwóch dniach treningu, gdy w nogach miałem już blisko maraton postanowiłem, że dorzucę kolejną dziewiętnastkę do swojego tygodniowego kilometrażu. Może i zdecydowałbym się na okrągłe dwie dyszki, ale trasa z ostatniego treningu tak mi się spodobała, że postanowiłem po raz kolejny się z nią zmierzyć. Jedyną modyfikacją jakiej się tym razem dopuściłem była zmiana kierunku pokonywania pętli znajdującej się na końcu trasy.
   Pobudka wg "nowych standardów" tak jak była przewidziana - około 3:45. Porcja owsianki popita mocną kawą w ilości co najmniej sporej, poranna toaleta i byłem gotowy do drogi. Mając do wyboru eNBeki i Glide'y postawiłem na te pierwsze. W środę mi się w nich biegało rewelacyjnie i nie ważne, że istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że to nie tylko ich zasługa, ale również lepszego samopoczucia i dłuższego snu - decyzja zapadła - Adidasy zostają w domu.
Czyżby kolekcja Compressport miała się wkrótce powiększyć?
   Satelity zlokalizowane i można ruszać. Pierwszy kilometr od razu, jak na mnie, mocno - 4:47. Kolejne zaś jeszcze szybciej. I to aż o kilkanaście sekund. Być może wpływ na to ma nie tylko profil terenu, ale fakt, że po ubiegłym roku treningi w Niemczech kojarzyły mi się z tym, że nie mogę utrzymać swojego tempa, którym latam w Polsce. Być może ta myśl siedzi mi gdzieś w podświadomości i nieco podkręca jakąś śrubkę. No nic - jeżeli nie ukręci gwintu to nie widzę w tym nic złego.
   Dzisiaj uzyskałem średnie tempo 4:28/km przy średnim tętnie 134 uderzenia na minutę. Pozwoliło mi to na pokonanie nieco ponad 19-kilometrowej trasy w 1 godzinę 26 minut oraz 11 sekund.
   To dopiero trzeci trening na obczyźnie, a ja zaczynam się już przyzwyczajać. Teraz piszcząc tego posta, po dniu bez treningu, nie mogę się wręcz doczekać jutrzejszego biegu. A mogę zdradzić, że w planach mam pokonanie granicy :) Mam tylko nadzieję, że zdrowie będzie dopisywać, bo muszę otwarcie przyznać, że ostatnio odezwał się znowu prawy pośladek oraz ogólnie prawa noga. Być może to przykurcz jakiegoś mięśnia. Chyba muszę przyłożyć jeszcze większą uwagę do rozciągania. Trzymajcie kciuki!

PS: Mogę też wspomnieć, że zapowiada się (oby nie zapeszyć), że po raz kolejny przed najważniejszą dla mnie imprezą, czyli maratonem w Berlinie, zaufam sprzętowi od firmy Compressport. W najbliższych dniach postaram się napisać więcej na ten temat :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz