A więc zgodnie z obietnicą zabieram się za podsumowanie drugiej części weekendu. Już po sobotnim biegu, wspólnie z Michałem stwierdziliśmy, że w niedzielę ze ścigania raczej nic nie będzie. Po kolbudzkich manewrach ledwo chodziliśmy. Michał powiedział, że od razu po powrocie do domu padł na łóżko i zasnął. Jednak my z Patrycją tak szybko się nie położyliśmy. Wizyta u rodziców nieco nam się przeciągnęła i ostatecznie wylądowaliśmy w łóżku dopiero około północy. Ani przez chwilę nie rozważałem poważnej walki o miejsca, czy tym bardziej o życiówkę. Mogłem więc sobie pozwolić na takie, co tu dużo mówić, dość lekceważące podejście do biegu.
29 października 2013
28 października 2013
To był prawdziwy koniec! - relacja z Kolbudzkiej "10"
W ten weekend planowałem wziąć udział w dwóch imprezach biegowych. Pierwsza z nich to zakończenie cyklu Kaszuby Biegają, czyli Kolbudzka "10". W niedzielę zaś czekał mnie wyjazd do Tczewa i bieg na dystansie półmaratonu.
Nawet się nie łudziłem, że można pobiec dwa biegi dzień po dniu na 100%. Musiałem więc dokonać wyboru. Postawiłem na sobotnią dychę.
W Kolbudach zameldowaliśmy się około 45 minut przed biegiem. Na liście startowej było ponad 200 nazwisk, masa znajomych. Dodatkowo wśród kibiców ponownie pojawili się Patrycji rodzice, a na starcie stanął ze mną jej wujek. Nie zabrakło również mojej siostry, która po raz kolejny zamierzała powalczyć o czołowe lokaty. Zapowiadał się naprawdę rewelacyjny bieg.
Nawet się nie łudziłem, że można pobiec dwa biegi dzień po dniu na 100%. Musiałem więc dokonać wyboru. Postawiłem na sobotnią dychę.
W Kolbudach zameldowaliśmy się około 45 minut przed biegiem. Na liście startowej było ponad 200 nazwisk, masa znajomych. Dodatkowo wśród kibiców ponownie pojawili się Patrycji rodzice, a na starcie stanął ze mną jej wujek. Nie zabrakło również mojej siostry, która po raz kolejny zamierzała powalczyć o czołowe lokaty. Zapowiadał się naprawdę rewelacyjny bieg.
26 października 2013
Uciec przed śmiercią - fotorelacja z 91. ParkRun Gdańsk
To był zdecydowanie inny bieg niż większość. I wcale nie mówię tutaj o dystansie, profilu trasy, miejscu czy innych przyziemnych sprawach. Otóż jak często zdarza się, że podczas biegu goni Was Śmierć? Jak często uciekacie przed czarownicami, duchami, kościotrupami i wampirami? Pewnie niezbyt często. Tak, tak - te sapanie za Waszymi plecami to zwykle po prostu inny biegacz. Dzisiaj zaś, podczas ParkRun Gdańsk, mogliście doznać niesamowitych wrażeń. Jeżeli jakimś cudem zabrakło Was na starcie to zobaczcie co Was ominęło.
25 października 2013
Poranna rozgrzewka i morskie schłodzenie
Już jakiś czas temu w mojej głowie zaczęła kiełkować idea sprawdzenia temperatury wody w Bałtyku. Nie kąpieli, na to raczej bym się nie odważył jeszcze. Może kiedyś, ale jeszcze nie teraz. Ostatnio czytałem, że kolega trening zakończył po kolana w morzu. Dodatkowo napisał, że to było świetne. Może naprawdę takie jest? A jak miałbym niby się o tym przekonać w inny sposób niż próbując samemu? No nie dałoby się. A więc był plan!
Już wybiegając z domu myślałem tylko i wyłącznie o końcówce treningu. Prawdę mówiąc rozważałem rezygnację z dzisiejszego szurania, w końcu jutro zawody. Jednak wtedy musiałbym porzucić też plany podboju plaży. To nie wchodziło w grę!
24 października 2013
Dzisiejsza "jazda" była niezbyt ostra, ale bez trzymanki!
Biec, biec, biec - bez kontroli tempa, bez monitorowania tętna, bez żadnych założeń oraz bez konkretnego celu. Tak mniej więcej wyglądał plan na dzisiejszy poranek. Mocniejsze bieganie zaserwowałem sobie wczoraj, więc z czystym sumieniem mogłem w ten piękny czwartkowy poranek wybrać się jedynie na lekkie roztruchtanie. Miał to być jedynie "masaż dla nóg", jak zwykłem nazywać tego typu biegi. Co prawda Gremlin znalazł się na mojej dłoni, jednak obowiązywała jedna zasada - żadnego spoglądania na czasy poszczególnych kilometrów! Chciałem dać odpocząć zarówno sobie, jak i swojej głowie.
23 października 2013
Najlepszy początek dnia - interwałowy zgon
Blisko 2 miesiące w moim dzienniczku nie pojawiał się granatowy kolor symbolizujący interwały. Najpierw była regeneracja i próba dojścia do siebie po delikatnym zajechaniu się w wakacje. Następnie trochę odpoczynku po Berlinie, mniejsze starty i tak jakoś wyszło. Zawsze była jakaś wymówka. Bo to były wymówki, co do tego nie mam wątpliwości. Interwały to ten specyficzny środek treningowy, który znoszę najciężej.
Jednak w tym tygodniu powiedziałem sobie - dość tego! To już najwyższa pora, aby taki mocniejszy akcent ponownie zawitał w moim dzienniczku. Jedyna dowolność jaką sobie zostawiłem to dzień, kiedy owy powrót interwałów miał nastąpić - we wtorek albo w środę. Oczywiście nie muszę mówić, że wczoraj jeszcze udało mi się znaleźć co najmniej milion powodów, aby odpuścić.
21 października 2013
Z naturą się nie wygra
Starałem się, walczyłem, próbowałem. Ostatecznie jednak skapitulowałem. Pogoda złamała mnie po około 8 kilometrach. Wtedy to odpuściłem sobie dalszą walkę z ulewnym deszczem. Zresztą to i tak była walka z wiatrakami. No ale po kolei.
Pobudka około 5, porcja owsianki, kawa, zapoznanie się z informacjami z kraju i ze świata. Niby wszystko ok, ale jeden rzut oka za okno wystarczył, aby stwierdzić, że ok nie jest. Padało, mocno padało, w zasadzie to lało, grzmiało i błyskało. Może więc wrócić do opcji "wolny poniedziałek"? Nie, takiej opcji chyba w ogóle na poważnie nie rozważałem. Lubię biegać w deszczu, nawet bardzo, szczególnie kiedy temperatura nie jest zbyt niska. Dzisiaj zaś termometr pokazywał ponad 10 °C. Można by rzec - w sam raz na bieganie.
Lekka pizza a'la Mały
20 października 2013
Cel osiągnięty - relacja z Żukowskiej "15"
Po tym, jak 29. września wystartowałem w berlińskim maratonie, praktycznie rzecz biorąc zakończyłem swój biegowy sezon. W okresie przygotowawczym popełniłem zbyt wiele błędów, dlatego ciężko byłoby wycisnąć życiówki na innych dystansach z tych przygotowań. Jednak nie samymi życiówkami żyje biegacz. Wyników nie poprawię, ale powalczyć o dobre miejsca, dobrze się zaprezentować, jak najbardziej mogę. Wybrałem więc kilka imprez, w których zamierzam wziąć udział tej jesieni.
19 października 2013
Foto - debiut. Fotorelacja z jubileuszowego 90. ParkRun Gdańsk
Tym razem nie będzie relacji z biegu. Nie będzie bo nie wziąłem w nim udziału. A w zasadzie to wziąłem, jednak nie jako biegacz. Dzisiaj, mając w planach zawody w Przyjaźni, wybrałem się na gdański ParkRun jako wolontariusz. Bardzo chciałem przyzwoicie się zaprezentować w Żukowskiej "15", a kilometrów w nogach, w obecnym tygodniu i tak miałem aż nadto.
Tak więc tym razem do Parku Reagana zamiast biegowych butów zabrałem ze sobą aparat fotograficzny. Jak wyszło? Zobaczcie i oceńcie sami.
18 października 2013
Na zakończenie spokojnie, acz rytmicznie
Mój biegowy cykl zakończyłem po 10 dniach. Od zeszłotygodniowego wtorku latałem każdego dnia. W sumie przez te 10 dni przeleciałem ponad 216 kilometrów. Czy czułem zmęczenie? Nie bardzo. Skąd więc pomysł, aby zrobić sobie wolne? Otóż powodów było kilka. Po pierwsze bieganie ma być tylko dodatkiem do planu dnia, a nie jego obowiązkową częścią. Po drugie chciałem spędzić nieco więcej czasu z Narzeczoną. Po trzecie jeden dzień przerwy powinien zapewnić mi nieco świeżości przed sobotnim biegiem, pozwolić zregenerować się mięśniom. No i po czwarte - chciałem dać sobie szansę, aby stęsknić się za przemierzaniem biegowych ścieżek.
17 października 2013
Wyzwanie żywieniowe - dołącz do nas i Ty!
W ostatnim czasie wspominałem, że wspólnie z Pati podjęliśmy się wyzwania - otóż postanowiliśmy, że do 11. listopada nie sięgniemy po żadne słodycze oraz śmieciowe jedzenie. W związku z tym, że o wszystkim napisałem na fanpage'u Biegacz z Północy i kilka osób postanowiło się przyłączyć, pomyślałem że fajnie byłoby zrobić z tego bardziej oficjalną akcję.
16 października 2013
Znowu widzę bicie serca
Jeszcze tylko dzisiaj niższa opłata startowa! |
...tak, tak - widzę, a nie czuję. Czułem cały czas, że serducho pracuje, czasami - jak choćby podczas sobotniego biegu ParkRun, dość wyraźnie. Jednak teraz ponownie widzę jak bije, a dokładnie z jaką częstotliwością. A wszystko to zawdzięczam nikomu innemu jak mojemu staremu kompanowi - Gremlinowi. W końcu wrócił z serwisu! Tak więc koniec z pasami, telefonami - wszystko to zastąpi mi moja "305".
Podczas dzisiejszego biegania pojawiła się jeszcze jedna zmiana - zmiana obuwia. Co prawda moja kolekcja nie wzbogaciła się, póki co, o nowe "kapcie", jednak w ostatnim czasie latałem praktycznie tylko w Adidasach. Glide 5 to naprawdę fajne buty. Jednak przy przebiegu ponad 1600 kilometrów oraz 100-godzinnym ubijaniu podczas pracy niestety, ale amortyzacja powoli ma dość. Zresztą nie tylko ona. Podeszwa już jest mocno wytarta. Zapiętki porwane, a co gorsza pojawiły się też przetarcia w przedniej części cholewki. Mimo, że jeszcze nie skończyłem z nimi definitywnie to powoli nasza wspólna przygoda bliża się ku końcowi.
Jak najlepiej wypoczywać? Aktywnie!
Wczoraj do mnie wrócił - Mój Gremlin! |
Pamiętam, że jak zaczynałem biegać i czytałem o "aktywnym wypoczynku" to nie mogłem w to uwierzyć. No bo co to za odpoczynek skoro mam coś robić, mam biegać, zamiast po prostu poleżeć na kanapie. Odpoczynek to odpoczynek - zero aktywności. Tak uważałem.
Jednak teraz, po 792 dniach od początku mojej biegowej przygody, nieco zmieniłem zdanie odnośnie tego wypoczynku. Nie mówię, że od czasu do czasu nie lubię po prostu zostać w domu, wypiąć się na swoje biegowe sandały i spędzić czas z Narzeczoną, bądź po prostu zająć się czymś innym, niezwiązanym z bieganiem. Aczkolwiek ostatnimi czasy lubię po mocnym treningu, zawodach wyjść następnego dnia i poszurać spokojnie nogami. Bez ścigania się z czasem, sobą czy innymi. Ot tak po prostu dotlenić płuca. Nie inaczej było we wtorek.
14 października 2013
Co się odwlecze to... Rachunki wyrównane
Pobiegane... |
Pierwsza niedziela w nowym mieszkaniu i tym samym pierwsza okazja do wspólnego treningu z Pati. Rower przyprowadziłem już w piątek, w związku z czym Moja Narzeczona została pozbawiona argumentu, aby zostać w domu. Zerwałem się skoro świt, zjadłem owsiankę, a następnie obudziłem Patrycję i ruszyliśmy na podbój nadmorskich alejek.
Moja przygoda z kompresją - przegląd sprzętu Compressport
O samej kompresji naczytałem się już dawno temu. Jednak
przez długi okres w ogóle nie zaprzątałem sobie tym głowy. Jak to się mówi -
nie byłem zainteresowany. Wraz z początkiem tego roku to się zmieniło.
Wykorzystałem fakt, że udało mi się odłożyć trochę gotówki. Ponadto byłem
ciekawy czy osławiona kompresja ma faktycznie jakikolwiek wpływ na mięśnie. I
tak zaczęła się moja przygoda z kompresją, a właściwie to z firmą Compressport.
Tak się bowiem złożyło iż wszystkie uciskowe gadżety pochodzą od jednego producenta.
12 października 2013
Jesienne leczo z kabaczkiem a'la Mały
Powrót w dobrym stylu - relacja z 89. ParkRun Gdańsk
Był okres, jakoś na przełomie zimy i wiosny tego roku, kiedy sobota i ParkRun były niczym synonim. Jedno oznaczało drugie. Wiadomo było, że najlepszym sposobem na rozpoczęcie weekendu był bieg w Parku Reagana.
Później trochę się to zmieniło. Realizowałem konkretne plany pod kluczowe starty. Później bawiłem się w startowanie w bardziej i mniej lokalnych imprezach biegowych. Wakacje spędziłem za granicą. Po powrocie liczył się tylko Berlin i to jemu poświęciłem cały wrzesień.
11 października 2013
Znowu w swoim żywiole!
W całym tym bieganiu najbardziej podoba mi się... samo bieganie. Fajnie jest od czasu do czasu realizować jakiś plan, biegać w ściśle ustalonym tempie, szykować się pod jakieś zawody. Jedna uwielbiam te okresy, kiedy mogę po prostu wyjść i biec przed siebie. Nie zaprzątać sobie głowy ani tym ile kilometrów powinienem danego dnia pokonać, ani tempem z jakim muszę lecieć. Tak właśnie wyglądało moje dzisiejsze szuranie.
Wstałem rano z lekkimi wyrzutami sumienia po wczorajszym "niezbyt zdrowym" jedzeniu. Odżywianie dnia poprzedniego wywołało jednak nie tylko wyrzuty sumienia, ale również uczucie pełności dzisiejszego poranka. Żadne jedzenie przed bieganiem nie wchodziło w grę! I to nawet pomimo faktu iż biegowe plany miałem naprawdę ambitne.
10 października 2013
Biegacz ulicy i inne biegowe przemyślenia
Popularny, polski raper - Ryszard Andrzejewski, znany powszechnie jako Peja - śpiewał swego czasu o ludziach ulicy. Nie wnikając specjalnie w to co dokładnie dla niego znaczy określenie "ludzie ulicy" postanowiłem nazwać siebie "biegaczem ulicy". O co w ogóle chodzi i skąd taki wstęp? A no już tłumaczę.
Otóż w związku ze zmianą miejsca zamieszkania, zmuszony byłem do ustalenia nowych tras biegowych. Mieszkając kilkaset metrów od nadmorskiego deptaka wybór nie wydaje się trudny. W końcu to właśnie tam można spotkać, tutaj zaryzykuję stwierdzenie - większość trójmiejskich biegaczy.
9 października 2013
Rekordowe szaty - test stroju startowego Adidas Adizero
Jakiś czas temu dostałem do przetestowania ze Sklepu Biegowego (SklepBiegowy.com) strój startowy. Był to singlet oraz spodenki od firmy Adidas z linii Adizero. W związku z tym, że miałem przed sobą najważniejszy start sezonu - 40. Berlin BMW Mraton, postanowiłem iż to właśnie ten komplet zabiorę ze sobą do stolicy Niemiec.
Kaszuby Biegają - Wielki Finał
To już ostatnie dwa biegi z cyklu Kaszuby Biegają. Po kilkumiesięcznych zmaganiach czas na wielki finał rywalizacji. Dwa ostatnie biegi odbędą się w Przyjaźni oraz Kolbudach.
Organizatorzy przewidzieli liczne atrakcje. Wśród wszystkich uczestników dwóch ostatnich biegów zostanie rozlosowanych 7 telewizorów!
Łatwy dojazd oraz niezbyt wymagające trasy sprawiają, że każdy może wziąć udział! Nie ma co zwlekać - zapisz się i do zobaczenia w Przyjaźni i Kolbudach!
Tak, tak, tak - to jest właśnie to!
W ostatnim miesiącu, jakoś tak samoistnie, z pięciu dni treningowych zrobiło mi się sześć takich dni. Zmiana okazała się na tyle "bezbolesna", że poważnie zastanawiałem się nad zrezygnowaniem również z tego jednego dnia wolnego, jaki jeszcze pozostał.
W poniedziałek wstając z łóżka naprawdę miałem zamiar wyjść na trening. Jednak początek dnia się tak ułożył, że ostatecznie z tego zrezygnowałem. Trochę ćwiczeń siłowych w ogródku (w tym miejscu chciałbym pozdrowić wszystkich tych, którzy swoje ogrody mają już przekopane:) ), a następnie wygibasy przed ekranem komputera i zamiast biegania wyszedł mi całkiem niezły trening ogólnorozwojowy.
6 października 2013
Wszystko wraca do normy, czyli plany swoje, a ja swoje
Wyjątkowa kawa dla wyjątkowej kobiety! |
Niedziela, a więc wiadomo - długie wybieganie. Tylko jak ma wyglądać długie wybieganie, kiedy przed tygodniem biegło się w maratonie. Mało tego - powinienem raczej powiedzieć - kiedy przed tygodniem biegło się bieg życia. W dodatku mimo iż ukończyło się go w zadowalającym czasie to jednak bądź co bądź w dość kiepskim stanie fizycznym.
Przed takim dylematem stanąłem dzisiaj rano. Jedyne co wiedziałem to to, że muszę przebiec minimum 20 kilometrów. Taki założyłem sobie pułap, aby w ogóle móc nazwać bieg długim wybieganiem.
Długo zastanawiałem się gdzie mam pobiec. Jezioro Wielochowskie? Trochę za mało kilometrów. Łaniewo? Nie mam za bardzo ochoty na samotny bieg szczerym polem. Jezioro Symsar? Chyba najlepsza opcja, choć do końca przekonany nie byłem.
Czas złapać oddech
I LBP - 14.10.2012 |
Po zaledwie 3 treningach w nowej, gdańskiej lokalizacji ponownie spakowałem manatki i wyruszyłem w świat. Tym razem jednak nie był to wyjazd na żadne zawody, choć do ostatniej chwili nie wiedziałem czy nie wystartuję w jakimś biegu. Otóż wybraliśmy się z Patrycją w odwiedziny do mojego rodzinnego domu.
Kaszuby są piękne i nie zamienił bym ich na żadne inne miejsce. Jednak Warmia też ma swoje uroki. W sobotę znowu mogłem się o tym przekonać.
Wstałem skoro świt? Nie, raczej nie. Bowiem śniadanie jadłem po 6, a sam trening zacząłem dopiero chwilę przed 9. Oczywiście zanim wybiegłem zaserwowałem jeszcze swoim ukochanym kobietom pyszną kawę.
W związku z tym, że nie mam Gremlina latam z telefonem, co wiąże się z koniecznością zabierania ze sobą na trening pasa biegowego. Przed pierwszym treningiem obawiałem się, że może to być niewygodne, że może mnie drażnić. W ogóle byłem negatywnie nastawiony do latania ze zbędnym balastem. Jednak ten pas jest rewelacyjny. Lekki, wygodny, a co najważniejsze - w trakcie biegu w ogóle nie czuję, że mam go ze sobą.
4 października 2013
Odkrywanie nowych szlaków w cieniu rozstania
Pamiętam jakby to było dzisiaj - pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia 2011 roku. Była niedziela, miałem w planach długie wybieganie. Dzień wcześniej tato obiecał, że wsiądzie na rower i będzie mi towarzyszył. Wstałem więc skoro świt, wskoczyłem w biegowe ciuchy, obułem, wtedy jeszcze zupełnie nowe, Asicsy Nimbusy. Na koniec wziąłem GO. To miał być JEGO pierwszy trening ze mną. Pierwszy, ale nie ostatni, bowiem spisał się rewelacyjnie! Nie na darmo wszyscy GO wychwalali. Pamiętam, że byłem oczarowany tym, co mi zaoferował.
3 października 2013
Jestem... biegoholikiem
Normalnie napisałbym, że "teraz gdy opadły już emocje...". Ale nic z tych rzeczy - emocje wcale nie opadły. Pod Bramą Brandenburską poziom endorfin osiągnął tak wysoki poziom, że jeszcze długo będę chodził z uśmiechem na twarzy.
Jednak wróciłem już do kraju. Berliński maraton, choć wspaniały, jest jednak już tylko wspomnieniem. Trzeba biegać, wyznaczać nowe cele, realizować marzenia. Jak już jesteśmy przy marzeniach to pozwolę sobie na "małą prywatę". Otóż jedno z marzeń, niebiegowych marzeń, właśnie realizuję - od dwóch dni mieszkam już ze swoją przyszłą żoną :)
A co do biegania... No cóż - z Berlina, tak jak pisałem wcześniej, przywiozłem nie tylko cudowne wspomnienia, życiówkę i mnóstwo motywacji. Jestem "bogatszy" o kilka kilogramów i nieco obolały. W poniedziałek truchtanie nie wchodziło w rachubę, dlatego dzień później nawet nie próbowałem. Wsiadłem po prostu na rower. Uznałem, że kolejna próba biegania byłaby raczej walką Don Kichota z wiatrakami.
2 października 2013
I nastała radość - relacja z 40. BMW "Bäckerei und Konditorei" Berlin Marathon
Ze stolicy Niemiec wróciliśmy już wczoraj. Od samego biegu minęło już ponad 48 godzin. A ja wciąż nie wrzuciłem zapowiadanej relacji. Lenistwo? Nie bardzo. Brak czasu? Też nie. Po prostu 40. BMW Berlin Marathon był dla mnie tak wyjątkową imprezą, że opisując go nie chciałbym niczego pominąć. A więc zacznijmy od początku...
Piątek
Na ten dzień nie miałem zaplanowanego już żadnego treningu, dlatego skoro świt zapakowaliśmy się w samochód i obraliśmy kierunek na zachód. Oczywiście wcześniej wrzuciłem w siebie porcję owsianki. Ze względu na brak aneksu kuchennego w pokoju hotelowym był to ostatni owies przed maratonem. Musiał więc smakować, i faktycznie smakował, wyjątkowo, wyjątkowo dobrze. Innymi słowy - jak zawsze :)
Sama podróż przebiegała zgodnie z planem. Obyło się bez żadnych niespodzianek i nieplanowanych postojów. Herbaciano - kawowy przystanek w McDonaldzie, tankowanie w Kołbaskowie i... "Willkommen in Deutschland".
Subskrybuj:
Posty (Atom)