![]() |
A po treningu czekała na mnie "Niespodzianka" |
Oj dzisiaj znowu nie dane było mi się specjalnie wyspać. A muszę dodać, że w ostatnim czasie śpi mi się coraz lepiej i, co ważne, coraz dłużej. Jedynym dniem kiedy muszę się zerwać wcześnie rano, a według niektórych lepszym określeniem jest "późno w nocy", jest właśnie środa. Wtedy to muszę pojawić się rano na uczelni, a nie lubię i nie zamierzam trenować po zajęciach. Tak więc chcąc nie chcąc, we wtorek, zanim wskoczę do łóżka ustawiam budzik na 4:00. Staram się wtedy nieco wcześniej położyć, jednak wczoraj nie było mi to dane, bowiem w Teatrze Marzeń toczył się prawdziwy spektakl.
A więc wstając dzisiaj z łóżka miałem za sobą zaledwie 5 godzin snu. Generalnie bywało już gorzej, ale staram się nie wstawać, bez ważnego powodu, po mniej niż 7-8 godzinach. Nawet kiedy czuję, że nie chce mi się już specjalnie spać.

Po wyjściu z klatki przywitały mnie ciemności. Niebo wciąż rozświetlał księżyc. Pierwszy kilometr to dla mnie rozbudzenie i wprowadzenie w trening. Przebiegłem go spokojnie w 4 minuty i 57. I w tym momencie zacząłem właściwy bieg. Zaplanowałem, że będę utrzymywał tempo około 4:30/km. Zacząłem od 4:34, by nieznacznie, bo o 1 sekundę, przyspieszyć na kolejnym tysiączku. Po raz pierwszy złamałem 270 sekund na 4. tysiączku. A już kilometr dalej Gremlin pokazał 4:18. Jednakże spory wpływ na taki rozrzut miało na pewno ukształtowanie terenu.
Zdecydowanie najtrudniejszy był odcinek 6. kiedy to przez ponad 500 metrów wbiegałem pod 5% podbieg wzdłuż Aleji Havla. Nie mniej 4:31 wcale nie oddaje tego jak dała mi się we znaki ta "wspinaczka". Dalej do końca już bez większych problemów. Ponadto noc odeszła w niepamięć, zgasły latarnie i mogłem się cieszyć oczy wschodem słońca.
![]() |
Zapiekany melon pod "pierzyną" z serka wiejskiego a'la Mały |
Ostatecznie, tak jak planowałem, pokonałem 11 kilometrów oraz 5 metrów ze średnią prędkością 13,37 km/h. Uzyskane tempo, 4:29/km, pozwalało mi być w pełni zadowolonym po tej części treningu i z pozytywnym nastawieniem przystąpić do rytmów.
A te w końcu mogłem wykonywać na suchym, czystym i równym (przynajmniej jak na "warunki osiedlowe") podłożu. Dzisiaj od początku do końca biegłem niemalże niezmiennym tempem. Niemalże, bowiem osiem z dziesięciu odcinków, o długości od 93 do 101 metrów, pokonałem w 18 sekund. Jedynie dwie przebieżki były o sekundę szybsze. I co najlepsze, wg mojego Gremlina, były to te o długości 93 i 101 metrów :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz