Na skróty

30 marca 2013

Wielkosobotni wschód słońca

Jeden pali, inny pije... a ja biegam :)
    Dziwna to była sobota. Przede wszystkim dzisiaj mamy Wielką Sobotę, a więc już jutro zasiądziemy wraz z rodzinami do stołów, by razem zjeść świąteczne śniadanie i spędzić trochę czasu razem. Z tej okazji chciałbym Wam wszystkim złożyć zdrowych, pogodnych, rodzinnych Świąt Wielkiej Nocy. Nie byłbym jednak sobą gdybym nie dodał, że wielkanocna niedziela to jednak niedziela, a skoro niedziela to długie wybieganie. Pamiętajcie - im więcej kilometrów tym więcej spalonych kalorii, a te przy świątecznych stołach będzie bardzo łatwo nadrobić ;)
   Ale wróćmy jeszcze do dzisiejszego dnia. W związku z tym, że o godzinie 10 musiałem już zameldować się na swoim stanowisku w pracy, na poranne bieganie zmuszony byłem wyjść nieco wcześniej. I w ten oto sposób chwilę po 5:30 mijałem już gdańskie Tesco. Co ciekawe - pod sklepem, który jest otwarty 24h, już kręcili się ludzie.
W święta można sobie pozwolić na małe ciacho...
... jeżeli później się trochę pobiega (fot. graaggedaan.nl)
   W związku z moim postanowieniem, aby nieco zwolnić podczas spokojnych biegów, dzisiaj tempa zamierzałem pilnować od samego początku. Pierwszy kilometr pokonałem w 4:54. Na kolejnym przyspieszyłem o sekundę więc było jeszcze ok. Jednak kiedy Gremlin poinformował mnie, że 4. tysiączek poleciałem w 4:49 zdecydowałem się działać. Efekt? Kolejne kilometry poleciałem w 4:54, 4:52, 4:55, 4:52.  A na 9., mocno "lodowym" kilometrze przekroczyłem nawet granicę 5 minut :)
   Jako, że dzisiaj wybrałem się w okolice Auchan i z powrotem po dobiegnięciu do półmetka miałem już "z górki". I to dosłownie (tak jak widać na załączonym obrazku). Jednak co ciekawe, mimo takiego profilu, notowałem nieco słabsze czasy. Najgorzej, że w końcówce znowu czułem lekki ucisk w łydce. Co prawda po treningu od razu wszystko wróciło do normy, niemniej trochę mnie niepokoi ta kończyna. 
Profil mojej dzisiejszej "dwudziestki"
   W końcówce zabiegłem jeszcze do piekarni po ciepłe pieczywo na śniadanie z Pati, która czekała na mnie w domu. Z bułkami na szyi (ciągle wydaje mi się, że to najlepszy sposób na transportowanie pieczywa jeżeli chce się je utrzymać w miarę ciepłe, rzecz jasna jeżeli nie jest go zbyt dużo ;) ) ruszyłem prosto w stronę... parkingu pod Tesco. Tam, zanim zabrałem samochód, zrobiłem jeszcze małe rozciąganie. Miny mijających mnie ludzi... bezcenne :)
   W sumie wyszło 20 kilometrów i około 300 metrów. Czas, jaki był mi potrzebny na pokonanie tego dystansu, to 1 godzina 39 minut oraz 22 sekundy. Tak więc plan minimum wykonany. I wcale nie mówię o kilometrażu. Średnie tempo na poziomie 4:54/km to to o co mi chodziło :)
   I jeszcze na koniec, raz jeszcze pozwolę sobie złożyć Wam życzenia. Zdecydowana większość takich życzeń brzmi mniej więcej tak: życzę Wam zdrowych, pogodnych, rodzinnych i SPOKOJNYCH Świąt. Ja jednak wyjdę nieco przed szereg i będę Wam życzył zdrowych, pogodnych, rodzinnych i ZABIEGANYCH Świąt Wielkiej Nocy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz