Generalnie powrót zimy niezbyt mnie ucieszył. Niemniej takie poranki jak ten dzisiejszy są rewelacyjne. Czyste niebo, mnóstwo słońca i lekki mróz, który nie pozwala, żeby niewielka warstwa śnieżnobiałego śniegu zamieniła się w mokrą breję. A jeszcze kiedy w taki poranek budzimy się u boku ukochanej osoby. A taką przyjemność również miałem dzisiaj zapewnioną.
Nie za bardzo wiedziałem tylko jak zaplanować dzisiejszy trening. Widziałem jedynie, że o 9:00 będę w Parku Reagana. Aczkolwiek nie wiedziałem czy wezmę udział w ParkRunie jako zawodnik czy jako wolontariusz. Kusiło mnie, żeby odpuścić dzisiaj bieg, po ostatnich perturbacjach na treningu i nie forsować kolana. Z drugiej jednak strony lubię tą sobotnią, szybką piątkę. Ponadto pomyślałem, że fajnie dzisiaj będzie wrócić razem z Pati i Małą komunikacją miejską. Niemniej głupio byłoby drastycznie skracać sobotni dystans. Tak więc wymyśliłem sobie, że może pobiegam nieco więcej jeszcze przed ParkRun. Szybko wytyczyłem sobie trasę i kiedy już miałem wychodzić zacząłem się znowu wahać. Bo może jednak lepiej będzie jak wrócę po biegu truchtem na Chełm, a w zamian do zawodów podejdę na większej świeżości? Kilka minut niepewności i decyzja - biegnę nową, dłuższą trasę jeszcze przed ParkRunem.
Tak więc nieco po 7 wygrzebałem się z domu i chwilę później mknąłem już po gdańskim Chełmie. Skierowałem się Odrzańską w stronę ulicy Kartuskiej, by dalej pobiec, przez Morenę, w kierunku Niedźwiednika. Początek trasy więc miałem identyczny jak przed tygodniem. Biegłem luźno i spokojnie. Cieszyłem się po prostu biegiem. Niesamowite ile radości może dostarczyć trochę ruchu na świeżym powietrzu. Tempo nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Przynajmniej do czasu :)
Otóż pokonując beztrosko kolejne kilometry dobiegłem do stadionu AWFiS na gdańskiej Żabiance. Tam postanowiłem skontrolować czas. I tutaj niespodzianka - do "wystrzału startera" zostało 25 minut. Nie wiedząc ile jeszcze kilometrów przede mną podkręciłem tempo. Do tego momentu, a więc do 15. kilometra, notowałem czasy na poziomie 5:17-5:10/km. Natomiast 16. tysiączek zajął mi już jedynie 4:37. Trochę się uspokoiłem kiedy kawałek dalej spotkałem innego biegacza, który, podobnie jak ja, zmierzał na ParkRun.
Ostatecznie zameldowałem się na Przymorzu po 1 godzinie 31 minutach i 54 sekundach biegu. Biegu, podczas którego pokonałem 18 kilometrów i 369 metrów. Uzyskałem średnie tempo dokładnie 5 minut na kilometr. Tym razem to dziewczyny były pierwsze i już na mnie czekały, gdy wbiegłem do parku.
Na miejscu szybko zostały rozwiane moje wątpliwości czy być zawodnikiem czy wolontariuszem. W pierwszej chwili miałem wrażenie, że wolontariuszy jest więcej niż samych biegaczy :) Tak więc punktualnie o 9:00 ruszyłem do walki o kolejne punkty. Bo z walki o wynik zrezygnowałem już dawno - moje 17:56 musi poczekać przynajmniej do wiosny :) Nie nastawiałem się też na walkę o zwycięstwo. Ostatnie tygodnie pokazały, że w gdańskim ParkRunie są dużo mocniejsi ode mnie zawodnicy. Żeby biegać na ich poziomie muszę jeszcze sporo potrenować. Niemniej na pewno będę się starał im dorównać.
Tak jak przed tygodniem stanąłem w pierwszej linii i podobnie jak 7 dni temu szybko zostałem wyprzedzony przez kilku biegaczy. Dzisiaj było ich 4, w tym Krzysztof Klawikowski, który przed zawodami otrzymał pamiątkową koszulkę z okazji ukończenia 50. biegów z cyklu ParkRun. I warto dodać, że dokonał tego jako pierwsza osoba w Polsce - brawo! A wracając do biegu - pierwszy kilometr poleciałem w 3:48. Tempo nie było specjalnie zabójcze, ale czułem, że z nogami nie jest najlepiej. Odczuwałem chyba nie tylko dzisiejsze, poranne bieganie, ale również czwartkowe interwały. Zresztą kto normalny w ramach "rozgrzewki" przed piątką biega prawie 20 kilometrów :) Drugi tysiączek był nieco szybszy - 3:45. To był jeden z nielicznych biegów, gdzie na pierwszym kilometrze "nie dałem się ponieść tłumowi". Mało tego - rozważałem nawet czy nie zwolnić i nie pomóc Małej w jej walce o jak najlepszy czas. Pamiętam jednak, że ostatnim razem, w Toruniu, średnio to się sprawdziło więc ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu. Co ciekawe zauważyłem, że grupa zawodników przede mną niespecjalnie mi ucieka. Mało tego, zacząłem się do nich zbliżać. Podobnie jak przed tygodniem, zaraz po rozpoczęciu drugiego okrążenia awansowałem o pozycję. Z tym, że dzisiaj na tym się nie skończyło. Udało mi się dogonić zawodników biegnących na 2. i 3. miejscu. Lider był zdecydowanie poza zasięgiem, ale czego można było się spodziewać po kimś kto zimą lata w krótkich spodenkach - nie chciał zmarznąć więc gnał ile sił w nogach :)
Walka o pozostałe pozycje na podium miała się rozegrać między mną, Markiem i Marcinem. Siedem dni temu udało mi się wyprzedzić Marcina i wierzyłem, że dzisiaj też dokonam tej sztuki. Podejrzewałem, że Marek może w końcówce przycisnąć i mi się urwać, ale i tak 3. miejsce wydawało się być w zasięgu. Tym bardziej, że na około kilometr przed metą, zgodnie z przewidywaniami, wyprzedziłem Marcina. To jednak nie był koniec emocji. Marcin się nie poddał i szybko wyprzedził nie tylko mnie, ale i Marka. Tak więc, aby być na "pudle" nie pozostało mi nic innego jak również znaleźć siły na jeszcze jeden zryw. Udało się! Na mecie zameldowałem się z 3. czasem - 18:41. A jeszcze lepiej spisała się moja siostra, która, w kategorii kobiet, uległa jedynie Elżbiecie Tuwalskiej.
Na mecie już czekała na mnie Moja Pati. Dwa szybkie buziaki - dla Niej za to, że stała i marzła po raz kolejny tyle czasu z aparatem, a dla mnie... w sumie nie wiem za co dla mnie, ale fajnie, że mogę liczyć na takiego buziaka na mecie od Ukochanej :) Po zawodach krótkie rozbieganie i można było się udać prosto do domu... no prawie prosto do domu, bo po drodze wstąpiliśmy jeszcze na najlepsze lody na świecie - małe, śmietankowe serwowane w MC Donald's. W końcu podwójne podium wymagało uczczenia.
PS: Podczas dzisiejszego biegu jeden z uczestników uznał, że nie życzy sobie żadnych zdjęć. Być może to był tylko, mało udany, żart. Niemniej skontaktowałem się z organizatorami i wspólnie uznaliśmy, że możemy opublikować całą galerię, a jeżeli dana osoba faktycznie nie życzy sobie, aby jej zdjęcia publikować w internecie bardzo prosimy o kontakt z organizatorami oraz bezpośrednio ze mną. Wtedy po prostu zdjęcia, na których jest konkretna osoba zostaną usunięte.
A ja chcę zdjęcia, jak najwięcej zdjęć ;D Dzisiejszy dzień jak najbardziej udany! To jeszcze nie czas na bicie rekordów, ale już niedługo... :)
OdpowiedzUsuńAha, na zdjęciu doskonale widać, że na metę wbiegam przed Tobą :D Więc ja nie wiem o co chodzi, co to za wyniki :D
No skoro Ty zajęłaś 2. miejsce, a ja 3. to musiałaś być przede mną xD
UsuńPobudka w sobotę o 6:30... Ale było warto! Super dzień! Było bardzo miło i smacznie! Już nie mogę się doczekać, kiedy takie dni będą... codziennie ;)
OdpowiedzUsuńWierzę, że już niedługo :)
UsuńCzemu nie biegłeś dzisiejszego biegu przełajowego po plaży w Sopocie?
OdpowiedzUsuńJa się wyrwałam jak głupia i liczyłam że zobaczę znajomego z forum w asyście klanu Sawiczów i Pati.
A Wy cotygodniowego ParkRuna latacie.;/
Nawet Pati mi zaproponowała te zawody, ale za blisko połówka w stolicy :) Nie ma sensu ryzykować bieganiem po plaży. Tym bardziej, że nie przepadam za tym sypkim piaskiem :)
UsuńAle z tego co czytałem na blogu to widzę, że impreza się udała :P