Debiut prezentu :) |
No i doczekałem się kolejnej niedzieli. A jak niedziela to co? Wiadomo - wybieganie :) Już w sobotę, jadąc do Pępowa, umówiłem się z Małą, że spotykamy się o 7:54 w Rębiechowie i stamtąd lecimy razem na wycieczkę biegową. Ona miała podjechać z Chełmu autobusem, ja natomiast zamierzałem przelecieć się te kilka kilometrów dzielące Patrycji dom od miejsca zbiórki.
W związku z tym, że wczoraj dość szybko i bezproblemowo zasnąłem już chwilę przed 22, obudziłem się dość wcześnie. Bo jak inaczej nazwać otwarcie oczu chwilę po 5 w niedzielny poranek. Po cichu wymknąłem się z łóżka, a pół godziny później wkradłem się do niego z powrotem. Tym razem z owsianką i kawą. Komputer przygotowałem już wcześniej, a więc mogłem przystąpić do swoich "obrządków". Jeszcze przed 7 przebudziła się Pati, a więc nie było innej opcji - szybko poleciałem do kuchni przygotować gorącą kawę na miły początek dnia.
Na miejsca...gotowi... |
Na trening wyruszyłem około 7:35 i od razu skierowałem się w stronę Banina i dalej w kierunku Rębiechowa. Po wczorajszym bieganiu byłem tak naładowany optymizmem, że pomyślałem nawet o tym, żeby dzisiaj zaliczyć nawet około 40 kilometrów. Jednak już po pierwszy kilkuset metrach wiedziałem, że będzie o to bardzo, ale to bardzo ciężko. O ile głowa i płuca tryskały energią o tyle mięśnie, i to nie tylko nóg, jeszcze nie doszły do siebie po sobotnim lataniu. Co prawda czasy nie potwierdzają moich słów, gdyż pierwsze 5 kilometrów pokonałem w odpowiednio: 5:01, 4:51, 4:54, 4:42, 4:50. Jednak nie przychodziło mi to z taką łatwością jak 24 godziny wcześniej.
...START! |
Nawet się nie obejrzeliśmy, a już mijaliśmy gdański ogród zoologiczny. Na Oliwie odbiliśmy w stronę Żabianki, aby za siedzibą TVP skręcić w stronę głównej arterii Gdańska i znaną nam trasą, AWFiS - Chełm, wrócić do domu. Mijając pętlę tramwajową w Oliwie po raz pierwszy zauważyłem, że również Mała zaczyna odczuwać trudy biegu. Jednak na pytanie: - Jak tam? odparła, że ok. Mniej więcej kilometr dalej już nie było "ok", było "ciężko" jednak wciąż parliśmy do przodu.
Pieczony "cycek" i warzywa - mniam :) |
Kryzys nadszedł około 25. kilometra kiedy odbiliśmy w ulicę Szymanowskiego. Tam, chyba pierwszy raz na dłużej, to ja wysunąłem się na przód. Rozmowa już jakoś specjalnie się nie kleiła, tym bardziej, że biegliśmy w pewnej odległości od siebie. Jednak Mała nie odpuszczała i dzielnie parła dalej. Przed ulicą Słowackiego odbiłem nieco w bok, aby nadłożyć kilkadziesiąt metrów i znowu biec bark w bark. Ponownie mogliśmy cieszyć się rozmową, jednak zmęczenie było już spore. Z moimi nogami wcale nie było lepiej niż na początku, aczkolwiek ich stan, co mnie cieszy, nie pogorszył się.
Na 27. kilometrze nieświadomie podkręciłem nieco tempo - 5:01. Kolejne tysiąc metrów w 5:04 to był chyba gwóźdź do trumny dla naszego wspólnego treningu. Jeszcze przez 2 kilometry biegliśmy razem, a na 30. odcinku podjęliśmy decyzję, że ja lecę dalej sam swoim tempem i swoją trasą, a Mała pobiegnie swoją trasą, swoim tempem.
"Pobiegowa" nagroda |
Po treningu słodkie lenistwo. Miłą niespodziankę ponownie sprawiła mi Narzeczona, która chcąc umożliwić mi zgranie treningów, uzupełnienie bloga i obrobienie zdjęć, specjalnie przyjechała autobusem, aby przywieźć mi moje rzeczy (w tym kabel do Gremlina i aparat). Razem też postanowiliśmy "uczcić" ukończenie mojego dzisiejszego, morderczego treningu. Kawałek biszkoptu z galaretką i truskawkami w 100% zrekompensował mi trudy tego biegu. Tym razem żadnych wyrzutów nie było :)
A ponadto w końcu udało mi się przekroczyć magiczną barierę 5 000 kilometrów! Po dzisiejszym biegu mój całkowity, przebiegnięty dystans wynosi 5056km 683m!
Już od jutra w Lidlu przysmak biegacza - masło orzechowe! fot. facebook.com/lidlpolska |
Do 18. km było rewelacyjnie :) W sumie jak się umawialiśmy to założyłam, że pobiegnę od Rębiechowa do Oliwy, a stamtąd wrócę tramwajem,no maksymalnie obstawiałam do 25 km :D Ale życie zmodyfikowało moje plany :P I wcale nie żałuję, świetny trening! :) Dzięki Brat :) - bo sama chyba bym się nie zdecydowała na tak długi trening (z lenistwa oczywiście), w moim przypadku 2:50:28
OdpowiedzUsuńBrawo gady moje jestem z was dumny.
OdpowiedzUsuńGratulacje i szacun dla Waszej sily i wzajemnego wsparcia!To wlasnie Twoja historia Michale popchnela mnie do zmian w moim zyciu:)podobnie jak Ty pod koniec pazdziernika 2012 roku mialem juz 122kg:(teraz mam 102:)fajnie ale wciaz duzo za duzo.Tutaj pytanko czy tez miales okres przestoju wagi?bo moja waga od 3 tyg stoi w miejscu:(Biegam kolo 65 -70 km tygodniowo:)zmienilem swoj styl zycia dzieki Tobie:)!!!!!!!!!!!to taki wstep do mojej co do mojej osoby,kiedys napisze wiecej a teraz do parku;)pozdrawiam
OdpowiedzUsuń