![]() |
Można zaczynać sezon :) |
No i kolejny tydzień został zainaugurowany. Po przebiegnięciu w weekend 65 kilometrów moje nogi wciąż jeszcze nie doszły w pełni do siebie dlatego o mocniejszym treningu nawet nie było dzisiaj mowy. Ale to i dobrze, bo w planach na dzisiaj miałem spokojny bieg. Po głowie chodziły mi różne koncepcje odnośnie treningu. Rozważałem nie tylko bieganie w innej części Gdańska, ale również poza Gdańskiem, a także poza województwem. Ostatecznie za cel postawiłem sobie Pępowo. A jakżeby inaczej. Rano, przy owsiance, zauważyłem taki oto wpis, na jednym z portali społecznościowych:
"Zasłyszane wczoraj rano w autobusie:
- Co Ty taka szczęśliwa?
- Biegałam!
- no i?
- Spróbuj to zrozumiesz :)"
A więc i ja postanowiłem poszukać tego szczęścia. A gdzie miałbym go szukać jak nie w Pępowie :) Ponownie rozważałem zastąpienie leginsów spodenkami, jednak, tak jak ostatnim razem, wygrał zdrowy rozsądek. Jeszcze będzie niejedna okazja do zaprezentowania wszystkim opasek kompresyjnych :)
Z Chełmu wyruszyłem przed godziną 8 rano i od razu skierowałem się w kierunku znanego mi przepustu. Zacząłem dość spokojnie. Kolejne kilometry pokonywałem w 5:39, 5:01, 5:01, 4:57. Ciągle czułem w nogach ten spory, jak na mnie, weekendowy kilometraż. Szczególnie mocno w kość dostało lewe udo, w którym to, najprawdopodobniej, naciągnąłem sobie mięsień. Jednak jak już wielokrotnie mówiłem, jestem wyznawcą zasady - co Cię nie zabije to Cię wzmocni. Tak więc nie zawracałem sobie specjalnie głowy nieco obolałymi mięśniami.
Z Kiełpina zamierzałem wybiec ulicą Otomińską, jednak po raz kolejny plany planami, a życie życiem i zamiast odbić w prawo, w ostatniej chwili, podjąłem decyzję, że biegnę prosto. Pamiętam, że biegłem tędy tylko raz w życiu, a był to podczas wspólnego treningu z Małą. Myślałem, że po tym jak biegu już nigdy nie wyjdzie ze mną na wspólne szuranie :) Ja dzisiaj tędy biegłem tylko uśmiechałem się pod nosem na samo wspomnienie tamtego latania. Śmiesznie było, a Mała, mimo, że wtedy umierała, od tamtego czasu nie raz była ze mną pobiegać. Aczkolwiek w temte rejony, żadne z nas się nie zapuszczało. Aż do dzisiaj. No i ponownie zostałem poddany próbie charakteru. Wszędzie słońce, zero wiatru, ptaszki ćwierkają, asfalt suchy, chodniki czyste, a ja biegłem po śniegu, lodzie i wodzie. Miejscami koleiny były tak duże, że nie biegłem, a po prostu próbowałem się przez nie przedrzeć :) Co ciekawe w tym momencie odnotowałem lepsze tempo niż na płaskich, równych odcinkach. Kolejne kilometry pokonywałem średnio w 5 minut.
Kiedy dobiegłem do drogi krajowej numer 7 miałem pobiec w kierunku Czapli. Miałem jednak ostatecznie nie pobiegłem, bo, nie wiedzieć czemu, zamarzył mi się bieg do Leźna. Wiadomo - jest marzenie to trzeba je spełnić. Tak więc poleciałem wzdłuż "krajówki" aż do świateł, a następnie odbiłem w kierunku Pępowa.
Na miejscu zameldowałem się po godzinie, 43 minutach i 48 sekundach. W tym czasie pokonałem 20 kilometrów i 492 metry, co przełożyło się na uzyskanie średniego tempa 5:04/km.
Kiedy tylko zatrzymałem swojego Gremlina, po cichu otworzyłem bramę, zakradłem się pod drzwi wejściowe, złapałem za klamkę i... zamknięte. No tak, pewnie Pati będąc sama w domu wolała przekręcić klucz. A więc nacisnąłem na dzwonek, szybko się schowałem i... nic. Kurczę może Moja Śpiąca Królewna jeszcze śpi, w końcu dzisiaj wstawała przed 4 i miała się jeszcze położyć. Zadzwoniłem więc po raz drugi. Ponownie szybko się schowałem i... ponownie nic! A więc nie ma nikogo w domu. No cóż to ja miałem zrobić niespodziankę, tymczasem niespodzianka spotkała mnie. Nie było więc innej opcji - rozciągam się na dworze. Seria przysiadów, skłonów i... otwierają się drzwi, a z domu wychodzi... Pati. Okazało się, że dzwonek nie spisał się zbyt dobrze i zamiast donośnie poinformować o moim przybyciu, mruczał cicho pod nosem :)
Miałeś szczęście! Bo serial nie wypuszczał mnie z łóżka! Ale po porannym wpisie (i doświadczeniu z ostatnich wolnych dni, w których "nie mieliśmy się spotkać"), przyznam po cichu - spodziewałam się Ciebie ;) I jak zaczęłam się martwić - nie ma Cię u mnie, ale nie dajesz też znać, że jesteś w domu - postanowiłam zrobić obchód :) I co? I słusznie :) Uwielbiam, kiedy przybiegasz na śniadanko :*
OdpowiedzUsuń