Na skróty

3 marca 2013

Piekielnie szybki ParkRun. Jest nowy rekord!

PB - Udało się!
    Tak mi się spodobało na zawodach ParkRun, że i tym razem postanowiłem wziąć w nich udział. Tym bardziej, że zajęcia z cyklu Biegam Bo Lubię po raz kolejny odbywały się na hali, a ja miłośnikiem biegania pod dachem specjalnie nie jestem. A już na pewno nie teraz kiedy w powietrzu czuć wiosnę.
   Gdański ParkRun odbywa się w Parku Reagana, a więc niemalże na drugim końcu miasta. Chcąc być na Przymorzu na czas miałem do wyboru dwie opcje - tramwaj oraz własne nogi. Jeżeli chodzi o czas podróży to w obu przypadkach byłby taki sam. Tak więc bez zawahania zdecydowałem się na tą drugą opcję. Tramwaj wybrała Pati oraz Mała, aczkolwiek moja siostra nieco późniejszy, przez co nie dane jej było cieszyć się tytułem najszybszej kobiety :)
   Z Chełmu wyruszyłem około 7:40 i skierowałem się w stronę Gdańska Głównego. Biegło mi się bardzo lekko i przyjemnie. No ale jak mogłoby mi się biec skoro w końcu dane mi było podczas treningu mrużyć oczy z powodu świecącego słońca. W powietrzu czuć już powoli wiosnę. Pierwsze kilometry pokonywałem w: 4:52, 4:44, 4:46, 4:46. Mniej więcej w tym momencie minąłem dworzec i postanowiłem, dla odmiany, pobiec drugą stroną Aleji Zwycięstwa. Okazało się, że w przeciwieństwie do południowej strony, ta północna jest o wiele równiejsza i co ważniejsze, nie jest poprzecinana osiedlowymi uliczkami. Ten 2-kilometrowy odcinek pokonałem w 9 minut i 29 sekund. 
No i ruszyli...
   Czułem się rewelacyjnie, ale wolałem nie szarżować za bardzo mając w perspektywie rywalizację podczas ParkRun. Dalszą część trasy pokonałem już znanymi ścieżkami, aczkolwiek również wybrałem taką kombinację, której chyba nigdy pokonywałem podczas jednego biegu :) Uważam, że warto, szczególnie podczas takich lekkich treningów, urozmaicać, zmieniać, modyfikować biegową trasę. Na około 500 metrów przed miejscem startu zaleciałem jeszcze do piekarni, aby kupić jakąś świeże, razowe bułki na śniadanie oraz coś drobnego dla Pati. Zdecydowałem się na kruchego rożka z żurawiną. W końcu należała jej się jakaś mała nagroda za te poranne wstawanie i późniejsze marznięcie (jeżeli ktoś nie biega, to dla niego +2, nawet pomimo słońca, nie musi specjalnie wysoką temperaturą :) ) z aparatem w dłoniach. 
   Ostatecznie na miejscu zameldowałem się po przebiegnięciu 12 kilometrów i 679 metrów. Zajęło mi to godzinę i 16 sekund i o niewiele więcej niż te 16 sekund "przegrałem" z Narzeczoną, która już na mnie czekała. Okazało się, że zdążyła na wcześniejszy tramwaj, z którym, nie mając pojęcia, że Pati jest w środku, starałem się ścigać od przystanku Brama Wyżynna do przystanku Opera Bałtycka (ostatecznie przegrałem o jakieś 300-400 metrów:)). Mówi się, że "prze­ciwieństwa się przy­ciągają", ale to po­dobieństwa tworzą uda­ne i trwałe związki, a o tym jak jest między nami niech świadczy fakt, że Pati, zanim dotarła na miejsce startu, weszła do piekarni (tak tej samej) i kupiła, poza bułką, rożka (tak tego z żurawiną) :) Chwilę przed 9 w Parku Reagana pojawiła się Mała, jednak założyła, że nie zdąży więc nie wzięła ze sobą stroju. I chyba długo jeszcze będzie żałować tej decyzji.
   Na 5 minut przed 9 wskoczyłem w swoje zielone AdiZERO i skierowałem się na start. Tym razem chciałem powalczyć o rekord życiowy (najlepiej jakby jeszcze przy okazji udało się złamać 19 minut). Pewnie więc zająłem miejsce w pierwszej linii. Przed odliczaniem jeszcze losowanie butów od firmy z trzema paskami, a potem już tylko 5-4-3-2-1... START.
Meta coraz bliżej...
   Tak jak mogłem się spodziewać, szybko wysunąłem się na pozycję lidera i biegłem tak przez... kilkaset metrów. Szok - nie przebiegłem nawet pół kilometra, a już wyprzedził mnie pierwszy z rywali. Po chwili uczynił to kolejny i kolejny i kolejny. Ostatecznie skończyło się na 6. A więc po pierwszym, dość błotnistym ze względu na temperaturę, kilometrze byłem na 7 pozycji. Nie sprawdzałem tempa, bo uznałem, że nie może być specjalnie imponujące skoro tak łatwo zostałem wyprzedzony przez tak dużą grupę biegaczy. Jednak po kolejnym tysiączku rzuciłem już okiem na Gremlina - 3:43. A więc jednak biegliśmy dość forsownie. Trzymałem się cały czas zawodników przed sobą, ale zacząłem się obawiać, że mogę nie wytrzymać biegu z taką prędkością. 
   Na półmetku nic się nie zmieniło, wciąż byłem siódmy. Jednak zawodnicy na pozycjach 1-6 podzielili się na 2-osobowe grupy. Na 3. kilometrze udało mi się najpierw wyprzedzić jednego biegacza, a chwilę później byłem już 5. Pokonanie tego odcinka ponownie zajęło mi 3 minuty i 43 sekundy. Meta była już coraz bliżej, a ja zauważyłem, że zawodnik biegnący przede mną nieco osłabł. Wyznając zasadę - "pierwszą część dystansu pokonaj z głową, drugą z sercem", postanowiłem powalczyć. Ostatecznie opłaciło się, choć przyznam, że przez moment zamarzyło mi się nawet podium. Zająłem 4. miejsce z fantastycznym, jak na mnie, czasem 17:56! Na mecie oczywiście buziak od Narzeczonej, gratulacje od siostry i innych biegaczy i... można było biec do domu :)
Koniec biegania na dzisiaj :)
   Z Parku Reagana wyruszyłem w tak dobrym humorze jak nigdy. Dwie kobiety czekające na mecie, rekord życiowy, słońce na tle czystego nieba - można chcieć czegoś więcej? Planowałem złamać 19 minut, a udało się zejść poniżej 18! I to teraz, na tym etapie przygotowań, kiedy jeszcze tak naprawdę nie pracowałem nad szybkością! Tym razem w ogóle nie zawracałem sobie głowy tempem. W nogach wciąż czułem wyścig. Nie mniej byłem taki radosny, że "bawiłem się" trasą na potęgę. 
   Ostatecznie powrót do domu zajął mi 1 godzinę 11 minut i 8 sekund. W tym czasie pokonałem 13,416km, a pod blokiem. Tak, tak - znowu czekały na mnie 2 kobiety :) Okazało się, że dzisiaj komunikacja miejsca wyprzedziła mnie dwukrotnie o "ułamki sekund". Ale czy to ważne? W taki dzień wszystko sprawiało mi radość :)
   Dodam tylko, że po takim miłym poranku dalej było równie miło. Otóż wspólnie z Pati opanowaliśmy pępowską kuchnię i przyrządziliśmy pyszne spaghetti po bolońsku w wersji mocno warzywnej :)


8 komentarzy:

  1. Nie ma co, szybkiego mam Brata! :) Może i fajnie być z tej drugiej strony... ale oby już nigdy więcej, serducho pęka na widok biegnącego tłumu :D

    Nie wspomniałeś o dzisiejszym treningu, czyżbyś nie chciał jeszcze zdradzać weekendowego dystansu? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. I zgadnijcie kto zjadł OBA rożki z żurawiną... :D a bynajmniej nie miałam 30 kilometrów w nogach :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Śledzisz wpisy na profilu parkrun Gdańsk?
    Pojawił się dzisiaj: "Szkoda tylko, że Michał nie zwraca uwagi na takie drobiazgi jak prawa autorskie albo choćby dobre obyczaje."

    Trudno nie przyznać racji, swoje zdjęcia wszystkie obarczasz logiem, innych publikujesz jak widać nawet bez zgody o to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śledzę,niemniej szukałem takiego wpisu i nie znalazłem. Ponadto nie rozumiem czemu ktoś pisze o tym na profilu ParkRun zamiast napisać do mnie, że nie życzy sobie publikowania swoich zdjęć na mojej stronie.

      Ja nie mam z tym problemu jeżeli ktoś weźmie moje zdjęcie. I nie musi ich w jakikolwiek sposób podpisywać, że to moje - o odpowiedni podpis sam zadbam jeżeli będę czuł taką potrzebę :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Łatwo skomentować wpis nawet się nie podpisując :)
      Jeżdżę na różne zawody, robię naprawdę dużo zdjęć i nie po to, żeby zajmowały miejsce na moim dysku. Dopiero od niedawna Michał zaczął je podpisywać, chociaż i tak głównie w celach "reklamowych bloga". Album publiczny tworzymy po to, żeby każdy mógł skorzystać.
      Rozumiem czym są prawa autorskie i z jakich powód ktoś mógł się czuć urażony. Fakt - podpis powinien być. Choć ja i tak wyznaję zasadę - nie po to dzielę się zdjęciami, żeby ktoś mógł je obejrzeć a nie mógł ich ściągnąć. I opublikować - wstawienie na bloga niczym nie różni się od wstawienia na jakikolwiek profil społecznościowy czy forum.
      Niemniej ja się polecam - jeśli ktoś chciałby swoje zdjęcie, zrobione przeze mnie, "nieobarczone" logiem bloga - proszę bardzo. Mail z prośbą (data zawodów, numer zdjęcia) można wysłać pod adres patrycjaparuzel@wp.pl, albo bezpośrednio do Michała.
      Logo ma reklamować bloga, a nie moje fenomenalne zdolności fotograficzne ;)
      Pozdrawiam,
      Patrycja Paruzel

      Usuń
  4. Nie pisałem tego złośliwie, sam zerkam na Twojego bloga od jakiegoś czasu, i dzięki takim wpisom zbieram w sobie siły by w końcu wypróbować swoich sił w parkrunie.
    Taki wpis pojawił się pod linkiem do tego artykułu, pisałem bardziej informacyjnie.

    OdpowiedzUsuń