Na skróty

12 marca 2013

Zima potrafi ściąć z nóg...


Za oknem śnieg, więc może ciacho?
... i to dosłownie! Dzisiaj jeszcze nie zdążyłem nabrać prędkości, a już leżałem na środku ulicy... Chcąc ominąć stojące na skrzyżowaniu pojazdy wpadłem w poślizg i niestety... zaliczyłem swój pierwszy upadek w roku 2013 :) A już myślałem, że obecna zima mnie oszczędzi pod tym względem.
   A gdzie dokładnie to się stało? A no w Pępowie. Wczoraj wybrałem się do Pati, a dzisiaj w ramach treningu postanowiłem drogę na Chełm pokonać w biegowych butach. I to nie w byle jakich, bo w Brooksach, które, od czasu powrotu z Niemiec, były w odstawce. Czekałem aż całkowicie minie ból w stopie i kiedy tylko nadszedł ten moment znowu obułem niebieskie Duchy :)
   Uwielbiam przed wyjściem na trening spędzić chociaż trochę czasu z Narzeczoną. Dzisiaj również miałem ku temu okazję, z której skorzystałem. Nie wiem co Pati sądzić na temat tego budzenia o 6-7 rano, ale mam nadzieję, że pyszna (przynajmniej z założenia) kawa chociaż trochę rekompensuje jej krótszy sen.
Śnieg czy nie i tak będzie ekstra dzień!
   Sam trening rozpocząłem przed godziną 8 rano. W niedzielę jeszcze udało mi się zaliczyć trening, choć mroźny, to bez śniegu. Dzisiaj już nie było na to szansy. Silne opady, które zaczęły się zaraz po moim długim wybieganiu sprawiły, że można śmiało rzecz - zima wróciła z pełnym impetem. Temperatura około -5°C, przeszywająco zimny wiatr i opady śniegu. A pomyśleć, że jeszcze niedawno brałem pod uwagę zamianę leginsów na spodenki :) Jednak niezależnie od aury trening trzeba wykonać.
   Pierwszy kilometr, mimo upadku, zajął mi jedynie 4 minuty i 58 sekund. Piszę jedynie, bo z reguły czas podczas pierwszego tysiączka odbiega od tych notowanych na kolejnych odcinkach. Może to ta "gleba" tak na mnie wpłynęła :) W każdym razie biegło się rewelacyjnie. Nogi były w 100% zregenerowane po niedzieli. Tutaj chyba specjalne podziękowania należą się Patrycji - możecie mówić, że masaż po maratonie to niezbyt dobra sprawa, dla mięśni, ale moich nóg to chyba nie dotyczy. Kolejne kilometry mijały mi dość spokojnie i przyjemnie. Może podłoże nie było specjalnie stabilne - stopa nieco ślizgała się na świeżym śniegu, jednak zaczynając trening z pozytywnym nastawieniem nie da rady przejmować się takimi, za przeproszeniem, pierdołami.
   Pierwsze 7 kilometrów, które pokonałem bocznymi, mało uczęszczanymi drogami to sama przyjemność. Gorzej było natomiast później, kiedy wbiegłem do Gdańska. Chodniki? No cóż pozostawię bez komentarza. W każdym bądź razie biegłem ulicami. Ulicami, które zostały obficie zasypane solą. Tak więc świeży, czysty strój to już przeszłość :) Niemniej nie traciłem humoru. Pod koniec biegu miałem jeszcze krótką przerwę na wizytę w bankomacie i jeszcze przed 10 zameldowałem się w domu.
   Trening zajął mi dzisiaj 1:44:29. Pokonałem 21 kilometrów i 44 metry notując średnie tempo 4:58/km. Biorąc pod uwagę zimową aurę - rewelacja! A teraz życzę wszystkim miłego dnia. Niech i Wasze treningi będą tak przyjemne jak mój :)

2 komentarze:

  1. Pati uwielbia wspólne poranki, nawet jeśli oznaczają wczesną pobudkę! I chociaż rekompensata nie jest potrzebna - zawszę chętnie przygarnę małą kawkę :)

    P.S.Gleba?! Jeszcze w Pępowie?! Mogłam jednak dłużej postać w oknie ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz - było na co popatrzeć. Prawie jak przy TEJ pompce. Tylko tym razem podłożyłem ręce i wyszła piękna... jaskółka :D

      Usuń